Sekrety budowania więzi – magiczne badania o tym co łączy mamę i dziecko.

Wpis powstał pod patronatem marki Baby Dove

Jak wiecie lubię pisać o macierzyństwie, o jego cieniach i blaskach, o tym co daje szczęście i tym co daje frustracje. Ostatnio na Instagramie zaczęłam sobie z Wami rozmawiać o intuicji rodzicielskiej, o tym czy istnieje, czy można jej zawierzyć czy nie. Całość dyskusji zaczęła się od tego, że choć moje dzieci generalnie z typu wypadkowego i często robią sobie jakieś „aua” tudzież „ziaziu” czy to przypadkowo, czy to w szaleństwie czy w trakcie treningów sportowych, to jedynie w dwóch przypadkach czułam, że coś jest nie tak i wiedziałam, że potrzebują pomocy lekarskiej. I to mimo tego, że pozornie wszystko wyglądało ok – niby nie było dużego bólu, niby ruszanie kończynami im wychodziło, niby funkcjonowali jak zawsze, a jednak moja matczyna intuicja krzyczała „te kobieto tu coś nie gra”. To przeświadczenie było jednak stłumione przez strach przed tym by nie wyjść na matkę panikarę, przez co w obu wypadkach odwlekałam wyjazd do szpitala i w obu niepotrzebnie, bo za każdym razem okazało się, że to złamanie.

I żeby było jasne – zupełnie nie widzę tego w kategorii jakiejś mistycznej czy paranormalnej. Wydaje mi się po prostu, że rodzice znają tak dobrze własne dziecko, są tak bardzo wyczuleni na jego potrzeby i tak bardzo znają jego reakcje, że w sytuacjach kryzysowych to właśnie oni częściej zauważą jakieś drobne, maleńkie odstępstwo od normy, drobiazg taki, kompletnie niezauważalny dla ludzi, którzy nie znają dziecka jak własnej ręki, a dla rodziców świadomie lub nie – dostrzegalne. Bo wydaje mi się, że rodzic to taki ciągły wielki-analizator, który czasem zupełnie nieświadomie dla samego siebie widzi więcej, mocniej, bardziej. Nie twierdzę, że zawsze, nie twierdzę, że się w tym nie myli, ale wydaje mi się, że bywają takie momenty w których ta niewidzialna „moc” działa jak trzeba i nas samych zadziwia. I potem pytamy się w myślach „jak to możliwe?”.

I ja bym dziś na fali mojej współpracy z marką Baby Dove, która wspiera prawdziwe macierzyństwo, chciałam trochę o tych magicznych aspektach macierzyństwa napisać. Magicznych, ale mimo wszystko prawdziwych. Prawdziwych, bo wypływających z badań, których wyniki wywalają z butów i otaczają serduszko milutką i cieplutką kołderką dobra, nawet, a może zwłaszcza wtedy gdy mamy już jednak trochę dość tego wszystkiego. Bo każda z nas miewa takie chwile czy dni. Kiedy wydaje mu się, że ta beztroska i radość z macierzyństwa gdzieś się schowały i że już nigdy ich nie znajdziemy. W długie jesienno-zimowe wieczory o taką optykę jakoś łatwiej. Wtedy przypomnijcie sobie te badania, może pomogą. Zwłaszcza jeśli przypominaniu będą towarzyszyły kubek kakałka, cieplutki kocyk i równych oddech śpiących latorośli 🙂

To co? Zaczynamy?

Jesteście razem już na zawsze.

Wiem, że to jest fakt części z was znany, ale sporą część osób nadal zaskakuje. Tak się bowiem składa, że już od 4-5 tygodnia ciąży komórki płodu przenikają do organizmu matki i… zostają tam na nawet kilkadziesiąt lat. Komórki te krążą nie tylko we krwi matki – ich obecność stwierdzono także m.in. w nerkach, wątrobie, skórze, sercu, a nawet mózgu. Najstarsza z kobiet u których potwierdzono obecność komórek dziecka miała 94 lata i wciąż nosiła w sobie swojego synka – zapewne już nobliwego starszego pana 🙂 Cóż czynią te komórki w organizmie mamy? Są hipotezy, że w niektórych przypadkach mogą działać niekorzystnie, przyczyniając się do rzadkich chorób o podłożu autoimmunologicznym, ale są też takie hipotezy, które sugerują ich wręcz terapeutyczną rolę. Postuluje się chociażby, że komórki dziecka mogą stanowić element naprawczy przy procesach nowotworzenia, przy zapaleniach i innych -eniach, które niekoniecznie życzymy sobie w naszym organizmie. Migrują wówczas do organów, w których są potrzebne i uczestniczą w regenerowaniu ich. Innymi słowy nie dość, że zawsze jesteście razem, totalnie nierozłączni, to być może komórki naszych dzieci niczym w znanej chyba wszystkim klasycznej bajce maszerują po naszym ciele w charakterze dzielnych małych wojowników, którzy na intruzów reagują natychmiast wrzeszcząc głośno: „zostaw moją mamę parszywcze”. I choć badania nad rolą komórek płodowych w organizmie mamy dopiero raczkują, więc definitywnych odpowiedzi póki co brak to czyż sama myśl o tym, nie sprawia aby, że na lico wstępuje szeroki uśmiech?

Poznacie się zawsze.

Jeśli czytacie mój blog od dawna to wiecie zapewne, że mamy są w stanie rozpoznać swoje dziecko w ciągu kilku ledwie godzin po porodzie. I to nie tak rozpoznać normalnie, bo normalnie to potrafi każdy! Ale tylko mama (no ewentualnie tata) potrafi rozpoznać swoje dziecko także wtedy gdy uniemożliwi się jej rozpoznanie za pomocą wzroku, węchu i słuchu. Mamie wystarczy dotyk i już będzie wiedziała, które dziecko jest jej. Ale! Co jeszcze bardziej fascynujące – sam węch też nas naprowadzi. W jednym ze szpitali noworodki ubierano w takie same ubranka na co najmniej godzinę po czym każdej z noworodkowych mam dano do powąchania ubranka trzech noworodków z prośbą by wskazały, które należało do jej dziecka. Zgadniecie jaki odsetek mam wskazał poprawnie ubranko swojego dziecka? Szacujecie, że 50 procent? A może siedemdziesiąt? Och moi mili jak wy w te mamy nie wierzycie. Calutkie sto. 100% kobiet w tym badaniu wiedziało, które ubranko należy do ich dziecka. Magia? Nie. Macierzyństwo.

Poznacie się zawsze także w drugą stronę

Rozpoznawanie po zapachu piżamki to jednak i tak nic w porównaniu do mojego najbardziej ukochanego badania w historii. Takiego, które zachwyca mnie zawsze ilekroć sobie o nim pomyślę. W badaniu tym noworodkom dano specjalny smoczek, który funkcjonował też w charakterze swoistego… pilota. Tempem jego ssania maluchy mogły bowiem zmieniać „stacje radiowe”. Gdy berbeć zaczynał ssać szybciej z głośnika płynął głos jego mamy czytającej bajkę, gdy zaczynał ssać wolniej z głośnika płynął głos innej kobiety, czytającej tę samą bajkę. Dacię wiarę, że 8 na 10 maluchów biorących udział w tym badaniu rozgryzło ten system i gdy tylko z głośnika zaczynał lecieć nie ten głos, który jest im najbliższy na świecie zaczynały ssać szybciej żeby usłyszeć mamę. To jest dla mnie niesłychane – noworodki, istoty, które są na tym świecie od bardzo przecież krótkiego czasu mają tak dużą preferencję wobec głosu mamy, że tak po prostu rozgryzły system. Tacy mali, a tacy niesamowici ludzie.

Jesteście zawsze gotowi do interakcji

Mój najmłodszy syn ma już 18 miesięcy, a ja ciągle mam wrażenie, że ledwie wczoraj pakowałam torbę do szpitala (patrz zdjęcie) – i tak to już jest, że noworodki rosną szybko – bo choć dni się dłużą, to lata mijają nie wiadomo kiedy. Mały człowiek zmienia się, dojrzewa, zaczyna reagować na Ciebie mocniej, bardziej, zaczepia Cię, Ty zaczepiasz jego – macie wtedy te takie pełne radości momenty kiedy patrzycie sobie w oczy, śmiejecie się, kiedy dziecko mówi guuu, a Ty mu odpowiadasz kocham Cię najbardziej na świecie. Gdy mama i dziecko wchodzą ze sobą w taką interakcje dzieje się magia – bo tym dla mnie jest zaobserwowana wówczas koordynacja, która prowadzi do „biologicznej synchronizacji” i sprawia, że rytm serca matki dostosowuje się do rytmu serca dziecka, zaś rytm serca dziecka dostosowuje się do rytmu serca matki, a wszystko to w mniej niż 1 sekundę. I to dzieje się tylko gdy mama wchodzi w interakcje ze swoim dzieckiem. Nie działa gdy nieznana kobieta bawi się z nieznanym sobie niemowlakiem. Nie działa gdy Ty bawisz się z nieznanym sobie niemowlakiem.

Magia interakcji mamy z dzieckiem działa za to nie tylko w niemowlęctwie. Bo mama – choć wiadomo, że czasem bywa inaczej – to jednak zwykle jest ktoś kto jest dla nas niezwykły, ktoś czyja obecność, a jak wykazano w badaniach z udziałem dziewczynek w wieku 6-12 lat, które były mocno zdenerwowane przed występem publicznym, której nawet sam głos koi i wycisza. Sądzę, że nawet kiedy jesteśmy już starzy i nobliwi jak syn tej pani, która może nie nosiła go już w ramionach, ale za to nadal nosiła jego komórki w swoim mózgu.

Mama to też ktoś na kogo zaczynamy patrzeć z nieznanej nam dotąd perspektywy gdy same stajemy się matkami. A właśnie najważniejszego wam jeszcze nie powiedziałam – ten transfer komórek w trakcie ciąży nie jest w żadnym wypadku jednokierunkowy – komórki mamy przenikają też do organizmu dziecka. I tak, to znaczy, że komórki waszych mam są też w was. I pewnie kiedy pójdziecie za późno spać, bo zaczytacie się w głupotach i rano wstaniecie z oczami na zapałki, to zakładają ręce pod boki i mówią „a nie mówiłam! Trzeba było mnie słuchać”, a potem biegną wam przynieść ciepłej herbatki i ucałować na dobry dzień. Jak to mamy.

To jak? Otuliło serduszko czekoladowo-puchową kołderką? Pokazało piękno macierzyństwa i więzi jaka was łączy? Więzi właśnie, bo kiedy zastanawiałam się nad tym o czym ciekawym dla was w tym roku pisać w ramach mojego cyklu z marką Baby Dove, pomyślałam sobie, że zrobię cykl wpisów o więzi i jej budowaniu. Dumna byłam ze swojego pomysłu jak nie wiem, ale potem sobie pomyślałam, że to bez sensu i że lata kontaktów z wami pokazały mi, że większość matek nie potrzebuje jakiś śmiesznych porad i instrukcji budowania więzi z dzieckiem. Przyszła nawet taka refleksja, że im dłużej obcuje z mamami tym większe mam wrażenie, że te obudowane otoczką wiedzy tajemnej rady częściej wzbudzają w mamach strach, lęk i niepewność czy aby na pewno są wystarczająco kompetentne do bycia mamą. Czy wystarczająco robią to albo tamto. Czy o czymś nie zapomniały.

Tymczasem w mojej skromnej opinii przykłady przedstawione powyżej wybornie pokazują, że macie to! Macie wy, ma wasze dziecko. Razem jesteście gotowi do zbudowania wyjątkowej więzi. Ono jest wyczulone na was, wy na niego. Poznacie i znajdziecie się nawet gdy będą wam dawać kłody pod nogi i zmuszać do słuchania obcego głosu albo mylić takimi samymi piżamkami. Wy i tak będziecie wiedzieć. I nie dacie się. Bo to co was łączy, to jest coś czego nie umiem ubrać w żadne słowa. To jest coś co sprawia, że oczy robią się wilgotne, a w gardle robi się taka gula wzruszenia. Coś, co mimo tego, że nauka próbuje zmierzyć i ubrać w ramy jest według mnie i tak niemierzalne i w ramy nieubieralne. Bo dla mnie więź z dzieckiem taka właśnie jest – wyjątkowa, niepowtarzalna, wasza i tylko wasza. Jej nie da się zdefiniować, zmierzyć, napisać do niej instrukcji. Bo nie ma instrukcji do miłości. Historia każdej pary jest inna, niepowtarzalna, wyjątkowa. Wasza historia też.

Eidelman i wsp. Mothers recognition of their newborn by olfactory cues.

DeCasper i wps. Of Human Bonding: Newborns Prefer Their Mothers’ Voices

Feldman i wsp., Mother and infant coordinate heart rhythms through episodes of interaction synchrony

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

7 komentarzy

  • Odpowiedz 3 grudnia, 2019

    Pola

    Ja miałam taką sytuację kiedy córka alergik miała prawie rok. Córka została pod opieką babci a ja poszłam do pracy i kiedy wróciłam widziałam że coś jest nie tak. Wszyscy oczywiście krzywo na mnie patrzyli i zapewniali że coś mi się wydaje. 15 minut później córka miała wstrząs anafilaktyczny. Kiedy zapytałam teściową co córka jadła to przyznała się że dała jej łyżeczkę serniczka bo przecież to tylko jedna łyżeczka. Córka w tamtym okresie była silnie uczulona na jajko kurze. Także wierzę w to że mamy mają super moc 😉

  • Odpowiedz 3 grudnia, 2019

    Ania

    Och, cudowny wpis. Dziekuję.

    I naprawdę podziwiam – za te wszystkie wpisy – pisane z luzem, rzetelnością i konkretną wiedzą. Zawsze się uspokajam. Choć czytając ten, to pomyślałam, że ja bym pewnie nie rozpoznała swojego dziecka tak po zapachu. Hmmm…

  • Odpowiedz 4 grudnia, 2019

    Mama Ewci i Maciusia

    „To jak? Otuliło serduszko czekoladowo-puchową kołderką? Pokazało piękno macierzyństwa i więzi jaka was łączy?” – ten tekst jest przepiękny i właśnie sobie wyobraziłam taką milutką kołderkę. A że akurat jestem w kolejnej ciąży, to aż łezki mi pociekły ze wzruszenia. Życie przynosi wiele niespodzianek, ale dzieci zawsze są w nas (nawet przez te komórki!). Niedawno znów odkryłam, że radość, gdy dziecko widzi matkę bywa bezcenna. Ostatnio przyszłam po córkę do przedszkola i tak się ucieszyła na mój widok, że aż kolanka się pode mną ugięły. Zwykle odbiera ją babcia, tym razem było inaczej, a moja Córeczka tak się cieszyła, jakbym przyniosła jej conajmniej lody lub czekoladę. A to byłam tylko ja. ?

  • Odpowiedz 4 grudnia, 2019

    Marta

    A w tym badaniu o noworodkach, które ssaniem smoczka wybierały głos mamy, to ile noworodków było w grupie badawczej? 10? I czy zrobiono eksperyment, w którym ssanie wolniej powodowało włączenie głosu mamy? Bo tak sobie myślę, że ssanie szybciej to może być naturalny odruch jak są głodne na przykład i mogło to nie mieć za dużo związku z tym, co im tam z głośnika puszczali. To znaczy to mówi coś o naturalnych instynktach, ale z „rozgryzaniem” zależności to chyba zbyt odważny wniosek…

  • Odpowiedz 4 grudnia, 2019

    Kasia

    A propo matczynej intuicji. Skoro są badania, które mówią, że tak jest to tym bardziej mnie boli, że lekarze olewają, jak matka mówi, że coś z jej dzieckiem stało się złego nawet jeśli na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Potem taka matka szuka, szuka i się okazuje, że miała rację. Ba traci zaufanie do białych fartuchów, bo się nie poznali, bo nie byli dość wnikliwi (bo w procedurach tego nie ma, bo w tabelach rozwoju się mieści), bo została ośmieszona przez takiego fartuchowego choć on obserwuje dziecko kwadrans a ona całe doby. I widzi, że coś jest inaczej choć nie zawsze umie to nazwać. Smutne, ale prawdziwe.

  • Odpowiedz 8 grudnia, 2019

    Magda K

    Sa podane źródła, w których można poczytac więcej o procedurze i ilosci dzieci

  • Odpowiedz 9 grudnia, 2019

    Wisznu

    Ogólnie myślę, że rodzicielska intuicja bierze się w dużej mierze ze stałego przebywania z dzieckiem i wiedzy, która wyuczona i zapomniana siedzi w podświadomości.

    Ale najtrudniej mają te kobiety, które więcej myślą i analizują, bo im trudniej zaufać swojej intuicji, czemuś co nie daje się wyrazić logicznie.

    A jak działa rozpoznanie swojego dziecka przez ojca? Mówi o tym dowcip:
    W szpitalu na oddziale położniczym czeka trzech facetów – Wrocławianin, Warszawiak i murzyn. Podchodzi do nich lekarz i mówi:
    – Państwa żony urodziły po zdrowym silnym synu jednak mamy pewien problem. Dzieci się nam pomieszały i nie wiemy które jest czyje ale mam pomysł jak to rozwiązać. Bo kto lepiej nie pozna własnego syna jak nie ojciec? Dlatego proszę panów po kolei do sali.
    Pierwszy wchodzi Wrocławianin, widzi dwa różowe bobasy i jednego czarnego. Bez chwili namysłu wskazuje na czarnego i mówi, że to jego syn. Lekarz lekko skołowany i pyta:
    – Czy aby na pewno?
    A facet na to:
    – Tak, tak, na pewno, Warszawiaka nie będę ryzykował.

Leave a Reply