Książeczki i proste zabawy, które ułatwią naukę samodzielnego czytania

Na Instagramie gdzie bywam bardziej „prywatnie” dość często dostawałam swego czasu pytania o to jak nauczyliśmy Pierworodną czytać. Moja odpowiedź? Nie wiem. Naprawdę nie wiem, nie robiliśmy niczego szczególnego – literki znała z przedszkola, my czasem bawiliśmy się w pisanie na małych tablicach jakiś prostych słów i prosili ją o odczytanie, ale poza tym – nic. Ona nauczyła się czytać sama. Zaskoczyła z dnia na dzień i po prostu stwierdziła, że teraz sobie przeczyta książkę. I przeczytała – wzięła z półki Alicję z krainy czarów i po tygodniu była po lekturze. Tak po prostu. Jasne wcześniej coś tam sobie podczytywała – jakieś napisy na murach (to niestety nie zawsze było spoko :P), jakieś tytuły w gazetkach, ale to było właśnie podczytywanie, a nie samodzielnie czytanie całej księgi.

To samodzielne czytanie, czyli sięgnięcie po Alicję przyszło gdy miała mniej więcej 6 lat i jakieś 10 miesięcy miesięcy i była jeszcze w zerówce. Nie było to więc jakoś wcześnie, ale jak już zaczęła to właśnie tak – od grubej książki, a potem było tylko „grubiej”. Mała księżniczka, cała twórczość Astrid Lindgren, Potter i wiele innych. Zanim poszła do szkoły przeczytała naprawdę sporo kobył i dosłownie „pożerała” książki. W szkole do dziś wyróżnia się tym jak dobrze czyta.

Uznałam, że ma to po babci – moja mama też nauczyła się czytać sama – mieszkała na zapadłej wsi, jej właśni rodzice niekoniecznie byli biegli w tej sztuce, a już ostatnie na co mieli czas przy prowadzeniu gospodarki to uczenie bandy dzieciaków czytania, a mimo to mama jakoś tę umiejętność opanowała i to jeszcze przed szkołą. Miałam więc nadzieję, że tę strategię leniwego rodzicielstwa w zakresie nauki czytania będę mogła powtórzyć przy drugim dziecku. Cóż – powinnam się już była dawno nauczyć, że tak to nie działa… 😉 Średni ma bowiem 5 lat i niedawno oznajmił, że chce być jak siostra i czytać książki sam – tak żeby nie musieć prosić o to nas, bo wie, że jak mu coś czytamy, to zaraz przyjdzie najmłodszy i będzie trzeba kończyć (dola średniego dziecka w pigułce ;)) Nie miałam więc wyjścia, trzeba było porzucić lenistwo i przychylić się do prośby mego dziecka.

Tylko jak to zrobić?

Pierwszy krok miałam ułatwiony – litery znał z przedszkola. Ale co dalej? Cóż – zrobiłam to co zawsze, czyli zaczęłam szukać publikacji i wypowiedzi eksperckich na temat tego „jak nauczyć dziecko czytać”. Dwa pierwsze tytuły, na które się natknęłam brzmiały mniej więcej tak:

  • eksperci uznali, że jest tylko jeden dobry sposób na nauczenie czytania
  • eksperci uznali, że nie ma jednego dobrego sposobu na nauczenie czytania

No dzięki.

Czasem naprawdę nie lubię ekspertów.

Olałam więc wszystkie natchnione instrukcje i zrobiłam to co zawsze kiedy nie wiem co zrobić – sięgnęłam po zabawy. Ale takie wiecie – moje. Leniwe i niewymagające ode mnie w zasadzie żadnego wysiłku. Robienie kart pracy, wycinanie sylab, literek, cudów na kiju – nie ma mowy. To musi być coś prostego. Czy te leniwe zabawy jakoś pomogły?

Tak! W zeszłym tygodniu młody przeczytał sam swoją pierwszą całą książkę – nie była tak gruba jak Alicja w krainie czarów, ale przecież objętość nie ma w tej kwestii znaczenia – liczy się, że przeczytał CAŁĄ i SAM. Sprawę przyspieszył myślę fakt, że idealnie tydzień przed obecną kwarantanną dotarły do nas książeczki z serii „Czytam sobie”, wspierającej samodzielne czytanie i wydawanej nakładem wydawnictwa Egmont. Nie wiem czy znacie tę serię czy nie – być może znacie, bo to seria z dość długą tradycją i renomą, wypływającą z tego, że jest naprawdę przemyślana w najdrobniejszych szczegółach w zakresie tego jak wprowadzać dziecko w samodzielną lekturę i  w dodatku ma trzy poziomy trudności:

  • pierwszy dla tych co zaczynają – do składania słów i zwracania uwagi na głoski. Są tu tylko proste podstawowe głoski – nie zauważyłam dwuznaków w rodzaju sz, cz, rz ani polskich znaków typu ą, ę (kojarzę jedynie ł), a to przecież ogromne ułatwienie dla dziecka. Książeczkę tworzy prosta, acz ciekawa opowieść. Na każdej stronie jest jedno krótkie zdanie – dla dziecka fajnie, bo ma szybko wrażenie, że sobie poradziło i może iść dalej, a to działa motywująco. Co ważne czcionka jest duża więc mały czytelnik może śledzić paluszkiem tekst – to też super sprawa i jeszcze do niej wrócę przy opisach zabaw. Całość zamyka się w 150-200 wyrazach. To właśnie „Doktor Ola” była pierwszą książką młodego.

A potem przyszedł czas na kolejne części:

 

Strasznie mi się podobają ilustracje w „Koperta z kotem” – bardzo moja bajka!

  • drugi dla tych co już się trochę rozkręcili – do składania zdań, ze zwróceniem uwagi na sylaby. Tekst jest nieco bardziej rozbudowany – na każdej stronie mamy kilka (3-6) zdań, całość zamyka się w 800-900 wyrazach. Ten etap jeszcze przed nami, ale mamy już na próbę pierwszy egzemplarz

  • trzeci dla tych co już całkiem zgrabnie sobie radzą i jeszcze tylko chcą doszlifować przed startem w opasłe tomiska – z dłuższymi, bardziej złożonymi zdaniami i już takim w zasadzie normalnym książkowym trybem zapisywania stron, całość zamyka się w 2500-2800 wyrazach.

Seria jest bogato i pięknie ilustrowana i bardzo różnorodna tematycznie – naprawdę jest w czym wybierać. Są tematy eko, są opowieści biograficzne, historyczne, oparte na faktach i takie będące wyłącznie wymysłem autora, są znane motywy z bajek i legend i wiele innych. No generalnie w zależności od zainteresowań każdy coś znajdzie dla siebie. Autorów i ilustratorów też jest wielu więc można tu swobodnie nawet kreskę dopasować do upodobań swoich i dziecka. O tu macie przykład opowieści proeko z duchem zerowaste – o samotnych i brązowych bananach, którymi niektórzy gardzą, a to przecież fajne banany są 😉

Fajne jest też to, że cenowo jest naprawdę ok, bo cena okładkowa to w zależności od poziomu od 12.99 do 14.99 zł, zaś w promocji można nawet za mniej niż dyszkę upolować, co w mojej opinii jest naprawdę zacną ceną za coś co pomoże nam w rozwijaniu w dziecku tak ważnej umiejętności. Serię poleca też Biblioteka Narodowa, a oni się chyba trochę znają na książkach, czyż nie? Ja również bardzo polecam, bo od tygodnia młody codziennie sam z siebie chce przeczytać mi na głos którąś z książeczek (to się naprawdę nie zdarzało wcześniej mimo że książek mamy w domu dużo, myślę że zniechęcał go lity tekst w większości z nich i właśnie te bardziej skomplikowane głoski, których jeszcze nie zna tak dobrze) i jestem coraz bardziej przekonana, że do końca kwarantanny będzie śmigał z czytaniem, czyli spełni się jego marzenie 🙂

Ale! U nas to już ostatni etap, a ja obiecałam wam przecież opis zabaw i aktywności, które wykorzystywaliśmy wcześniej – łapcie więc moje typy, które przez ostatnie miesiące znajdywałam wśród aktywności, które wspierają rozwój umiejętności czytania i pisania. Większość to rzeczy, które można robić gdy jedziemy samochodem na krótką przejażdżkę albo kiedy ładujemy naczynia do zmywarki, a dziecię mówi „nudzi mi się”. Uprzedzam też, że większość z nich na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z czytaniem samym w sobie, ale wbrew pozorom bardzo się przydają by je rozwijać i wspierać.

Zanim jednak do tego przejdziemy to dodam, że cześć poniższych zabaw opiera się już na znajomości literek – jeżeli u was literki są jeszcze nieznane to możecie rozważyć zestaw edukacyjny Pierwsze słowa, który też wchodzi w skład serii Czytam sobie. Znajdziecie tam obrazki, zestawy liter i plansze z podpisami żeby dziecko mogło samo dopasowywać tekst do obrazu, ale przede wszystkim poradnik, który zainteresowanym rodzicom wyjaśnia jak od pierwszej litery przejść do pierwszego zdania, proponując przy okazji cały szereg zabaw z wykorzystaniem elementów zestawu.

No dobra – to jedziemy z tymi propozycjami

Dźwięki i literki

Gdzie jest muuuu?”

Jak robi kotek, krowa, kura, żabka – wiedzą wszystkie dzieci, ale już nad tym w jakich słowach ukryły się odgłosy zwierzęce, natury czy jakiekolwiek inne, trzeba się chwilę zastanowić. Muu jest w muuuszę i mamuuusia. A gdzie ukryło się kurczyne ko? A kra od wrony? Mama schowa talerze ze zmywarki, a Ty chowaj sztućce i pomyśl!

Na jaką literę?”

Kolejna prosta zabawa, która może pomóc – rzucamy hasło w rodzaju krowa, dom, talerz, piesek i pytamy na jaką literę się dane słowo zaczyna, a potem prosimy o znalezienie innych słów, które zaczynają się od tej samej litery. Można też zrobić wariację na ten temat i zagrać w „Widzę coś na literę A/F/H/X” – jedna osoba wypatruje jakiegoś przedmiotu w pokoju i wygłasza to zdanie, a dziecko ma za zadanie zgadnąć o co chodzi. Potem się zmieniamy. Zanim dziecko zgadnie można zrobić 2 łyki kawy w ciszy 😉

A jak byś napisał…?”

Noo to młodego pochłonęło tak, że niestety, ale od jakiegoś czasu nie jestem w stanie pojechać z nim spokojnie samochodem i posłuchać muzyki – muszę mu dawać wyrazy, a on literuje. Zaczynaliśmy od prostych słówek – do, od, nad, kot, dom – stopniowo zwiększając ilość liter w słowach. Żeby było śmieszniej i bardziej zabawowo dla niego dorzucamy słowa klucze dla przedszkolaków w rodzaju sedes i pokrewne 😉

Zwracanie uwagi na symbole

„Polowanie na litery”

Nasz świat jest pełen napisów – banerów, reklam, wyświetlaczy – wykorzystajcie to i nawet jeśli dziecko nie potrafi jeszcze czytać, ale kojarzy już literki to kiedy idziecie na spacer albo jedziecie samochodem, urządźcie sobie polowanie na literę. Niechaj dziecię szuka wśród wyrazów, które mijacie tych, które zawierają konkretną literę. To samo można wprowadzić w życie gdy czytacie razem – Ty pokazuj palcem tekst, który czytasz, tak by dziecko mogło go śledzić a ono niech stara się wyszukać wszystkie słowa zaczynające się, kończące się albo po prostu zawierające konkretną literę. Pokazywanie palcem tekstu tak żeby dziecko mogło śledzić to w ogóle fajny pomysł i warto go kultywować „od malińkości”, bo pozwala dziecku ogarnąć koncept słów pisanych i przerw między nimi, a także znaków interpunkcyjnych. Jak już polowanie na litery będzie wam szło dobrze to warto je rozszerzyć o polowanie na popularne słowa – zaczynając od krótkich typu co, jak, tak, nie i tak dalej.

Gromadzenie i wykorzystanie informacji, czyli to co istotne dla czytania ze zrozumieniem

Jadę do Afryki i zabieram”

Pewnie pamiętacie te zabawę z dzieciństwa. Gra polega na tym, że pierwsza osoba mówi „Jadę do Afryki i zabieram ze sobą… (np. kalosze)”, potem druga dodaje „Jadę do Afryki i zabieram ze sobą kalosze i… połamane krzesło” i tak po kolei na ile nam pamięci starczy. Im głupsze rzeczy zabierzemy tym dzieci mają więcej zabawy. Przynajmniej moje 😉 świetna zabawa, którą można wykorzystać w wielu sytuacjach gdy dzieciom się nudzi, a nie bardzo mamy przestrzeń na zrobienie czegokolwiek innego.

Na szczęście/niestety”

Kolejna gra, która każe się skupić na akcji a przy okazji daje dużo śmiechu. Tutaj również na zmianę dodajemy coś od siebie. Pierwsza osoba zawiązuje akcje i mówi np. „wczoraj musiałam pojechać do sklepu, niestety zapomniałam zabrać listy zakupów”. Wtedy do gry wchodzi kolejna osoba i dodaje np. „na szczęście pamiętałam, że koniecznie muszę kupić czekoladę, bo czekolada to życie” i kolejna dodaje od siebie „niestety sklep był zamknięty”, potem kolejna „na szczęście obok właśnie otwarli cukiernie” i tak dalej, i tak dalej, wykorzystując na zmianę niestety i na szczęście – na początku dla dzieci wymyślanie kolejnych scenariuszy wcale nie musi być łatwe, ale z czasem się wyrabiają i jest mnóstwo śmiechu. A ile okazji do ćwiczenia łepetyny!

Historia na zamiany”

Jeśli na szczęście/niestety jest dla waszego dziecka jeszcze zbyt trudne to zacznijcie od łatwiejszej drogi i opowiadania historii po prostu. Pamiętacie z podstawówki taką zabawę w pisanie jednego zdania na kartce, a potem podawanie jej kolejnej osobie, która dopisywała poniżej swoje zdanie po czym zawijała kartkę tak żeby nie było widać co napisał poprzednik i podawała kolejnej osobie? Przy rozwijaniu było zwykle mnóstwo śmiechu. Możecie zrobić to samo w domu tylko u was cała historia będzie jawna – moje dzieciaki uwielbiają tak się bawić – my zagajamy historię np. „w dalekiej kranie za siedmioma wzgórzami mieszkał sobie miś Edward, który zgubił swoją ukochaną skarpetkę” – teraz pałeczkę przejmują dzieci. To brzmi jak zwykła zabawa zapchaj-dziura, ale musicie wiedzieć, że znalazła się na liście zabaw wspierających rozwój funkcji wykonawczych polecanych przez zespół uniwersytetu Harvarda więc wiecie – to nie takie byle co. W trakcie tej zabawy dzieci muszą bowiem nie tylko gromadzić informacje i adekwatnie na nie reagować, ale też ćwiczą pamięć roboczą, koncentracje i samokontrolę, bo czasem jak się wpadnie na naprawdę dobry pomysł co dalej to ma się ochotę przerwać przedmówcy i wiele, wiele innych 😉 Spróbujcie, a zobaczycie jak dziecię rozwinie się z czasem w te klocki!

Ujęcie pierwsze, czyli nagraj to”

Do grupy zabaw polecanych do rozwoju umiejętności związanych z pisaniem i czytaniem należy też spisanie historii, którą opowiadacie sobie z dzieckiem – tak żeby pokazać mu jak powstają historie, ale też po to by kiedy za jakiś czas ją razem przeczytacie zastanowić się co można do niej dodać, jak rozbudować, co poprawić. Tylko wiecie – moja doba jest za krótka o jakieś 24 godziny żebym wyrobiła ze wszystkim. Nie ma opcji żebym robiła za skrybę i spisywała opowieści dlatego tutaj posiłkuję się technologią. Zapewne też macie gdzieś w domu starą, ale nadal „na chodzie” komórkę – dajcie ją dziecku i poproście by nagrało film jak opowiada jakąś historię – potoki myśli z jaźni dziecka bywają czasem bardzo zaskakujące więc uporządkowanie ich potem choćby poprzez poproszenie dziecka by odtworzyło sobie to co nagrało, a następnie narysowało opowiedzianą historię, to nie tylko fajna opcja na zajęcie dziecka i 5 minut spokoju, ale też fajne ćwiczenie dla małej główki. Zwłaszcza, że potem można poprosić żeby dziecko opowiedziało i nagrało historię na podstawie tego co narysowało – porównanie obu wersji będzie ciekawe. I pokaże dziecku, że informacje o tym co jest w tekście można czerpać na wiele sposobów, a to też istotne dla rozumienia treści, którą czyta.

Znacie jeszcze jakieś zabawy z tego typu, które możecie dodać od siebie?

Ja dodam jeszcze, że u nas w kategorii czytanie ważna jest też motywacja – moje dzieci odkąd pamiętam wiedzą, że czytanie jest cudowne, bo otwiera przed nami tyle drzwi i nowych możliwości, że świat i jego tajemnice stają przed nami otworem. Ale pamiętajcie proszę by się nie spinać tym, że dziecko znajomych już, a wasze jeszcze nie. Przypominam, że moje najstarsze dziecko miało prawie 7 lat gdy zaczęło czytać samodzielnie, nie 3, nie 4, nie 5 nawet i, i tak wymiata 😉 nie martwcie się więc ani nie spinajcie, tylko zróbcie z tego zabawę, radość i frajdę, bo przecież to właśnie kwintesencja czytania jest.

Książeczki z serii Czytam sobie znajdziecie TU – może się przyda na czas kwarantanny :D, zwłaszcza, że właśnie są w promocji, zaś na stronie czytamsobie.pl znajdziecie więcej informacji o tej fajnej akcji, autorach książek, wskazówki i wypowiedzi ekspertów 😉 A jak u was z czytaniem – wdrażacie moje wymarzone leniwe sposoby czy aktywnie? Dzieci chcą czy póki co temat ich nie interesuje?

Jeśli spodobał Ci się ten wpis i pomysły w nim zawarte będzie mi miło jeśli go polubisz, udostępnisz lub skomentujesz na FB

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

6 komentarzy

  • Odpowiedz 18 marca, 2020

    Justyna

    U nas w tym roku zaczyna królować giga-planszowka. To efekt braku śniegu 😛 zaczęło się od tego że układaliśmy na zewnątrz (mamy duży plac) kartki jako pola planszówki i sami byliśmy pionkami. Mamy nawet kostkę gigant z pudełka. Po prostu trzeba było przejść od startu do mety. Potem unowocześnilismy ja o pola z figurami. Jeżeli się stanęło na takim polu to trzeba było przynieść coś w danym kształcie. Jeżeli się nie znalazło trzeba się cofnąć o 2 pola. Potem dodaliśmy pola z cyframi – czyli przynieść 1, 2, 3… Przedmioty. Ale tu myk bo musiały być z jednego „gatunku” (np 2 buty, 6 kasztanów). A teraz ten wpis uświadomił mi że możemy w następnym levelu wprowadzić litery i przynosić przedmiot na daną literę 😀 znowu będzie powód do biegania.

    • Odpowiedz 29 marca, 2020

      Hanna

      Ale czadowy pomysł! Aż żałuję, że nie mam ogródka.

  • Odpowiedz 29 marca, 2020

    Hanna

    O proszę,
    weszłam, żeby poczytać, czemu mnie Dziecko nie słucha, a tu temat na czasie, bo nasza Trzylatka chce, żebyśmy ją nauczyli czytać, no i z wzajemnością – Mąż ma ambicje, żebyśmy nauczyli jej tego my, a nie system oświaty xd

    Bardzo mnie przekonuje czytanie sylabowe, większość proponowanych przez „sylabowców” zabaw już niekoniecznie, bo to dużo przygotowań – jakieś wędki DIY na rzepy, roboty z emocjami, albo prostsze rzeczy, ale z wykorzystaniem na przykład jednorazowych naczyń, których nie posiadam i nie mam ochoty kupować tylko po to, żeby za chwilę wywalić. Tym bardziej, że nasze Młodsze Dziecko (rok) i tak się do tego prędzej czy później dorwie i pożre albo podrze, także szkoda plastiku/papieru i zachodu.

    Starsza w zasadzie z literkami jest już obyta, przyczynił się do tego smok z YouTube, w czasach kiedy jeszcze jej puszczaliśmy bajki i teledyski, a więc dobry rok temu, a nawet wcześniej – ja leżałam z Brzuchem i zdychałam, a ona, niespełna dwuletnia obok oglądała filmik z literkami. Do tego były różne książeczki z Biblioteki na tematy alfabetowe, miała też taką plastikową układankę z literkami, które szybko się wytarły. Ale najfajniejsze chyba, co nas spotkało to układanka jednej z polskich firm planszówkowych (nie pamiętam teraz, jakiej) pt. Abecadło. Dziecko musi dopasować puzelek z literką do puzelka z obrazkiem na tę literkę, dobrze jest to zrobione, bo zdaje się, że każdy pasuje (fizycznie) tylko do swojej pary, a przy tym różnią się kolorami i odcieniami, więc Dziecko może się w zasadzie bawić samo i wie, kiedy ułożyło dobrze, a kiedy nie.
    Coby popchnąć nieco naukę do przodu, chcemy jej zrobić z kartonowych żetonów z samogłoskami i rolek po papierze jakiś prosty sorter, a jak się okaże, że zna samogłoski, to im wykraść nocą trochę drewnianych klocków celem oklejenia sylabami 😉

    Bardzo fajne propozycje zabaw słowno-myślowych, pewnie wykorzystamy 🙂

  • Odpowiedz 29 kwietnia, 2020

    Ann

    A ja mam zagwozdkę bo młoda zna litery, pisze je i odczyta ale nie przeczyta- przeliteruje ale nie wie jakie to słowo. Nie wiem jak to przeskoczyć… sylabizuje tez bez problemu. W przedszkolu widać maja jakis plan ale ja z edukacja nie jestem za bardzo obeznana i nie wiem jak to pociągnąć w czasach pandemii. Wyczytałam tylko ze jeszcze w tym wieku (5l) to chętniej dzieci piszą niż czytają. Z tym ze tu jest to samo co z czytaniem – po literce bez problemu ale całego zadanego słowa nie napisze. Help!

  • Serię „Czytam sobie” mamy i lubimy czytać, na razie wspólnie ze starszą córką Heleną (5lat). Jej ulubiona książka z tej serii to Tytus superpies, o psie detektywie. Strasznie fajna historia, polecamy :). Jeżeli chodzi o naukę czytania, to próbowaliśmy namówić córkę na czytanie codziennie jednego zdania z ulubionej książki, ale nie udało się :). Mamy kilka zabaw, które wspomagają naukę czytania. Gramy w „słówka”, czyli pierwsza osoba mówi słowo np. alfabet, a druga osoba ma powiedzieć słowo na ostatnią literę słowa alfabet czyli „t” i tak dalej. Kupiliśmy tablicę, która początkowo miała służyć do wsparcia komunikacji rodzicom, a służy do zabawy w zapisywanie słów. Fajnie działa, uczymy się i bawimy przy okazji. Jeszcze jedna twórcza zabawa to wykonanie własnej książki z kartonu lub kartek zeszytowych, a następnie narysowanie historii i jej opisanie z pomocą rodzica.

  • Odpowiedz 5 maja, 2020

    Angelika

    Super gry! U mnie niemalże 6latka (w sierpniu) też postanowiła że ma dosyć proszenia się o czytanie i chcę w końcu przeczytać młodszej siostrze naprawdę ksiazkę a nie tylko ją okłamywać 😀 właśnie szukałam czegoś co pozwoli mi przejść przez to nie ślęcząc nie wiadomo ile nad książką 🙂 Córka jeszcze nie zna wszystkich literek więc najpierw zaczniemy od tego i zamówię te książeczki i widziałam też fajne plansze z sylabami do nauki czytania. Uwielbiam książeczki i nie wiem jak się z nimi rozstane jak dzieci wyrosną 🙂 Chyba schowam dla wnuków 🙂 swoją drogą moja córka posiada ksiazeczki nie tylko po swoim tacie ale właśnie po babci 🙂 Wspaniała pamiątka 🙂 A starsza pomagała młodszemu w nauce? Moja spędza czas z kuzynka która już dobrze czyta więc myślałam tez że może ona pomoże jej,ale nie wiem czy to dobry pomysł 🙂

Leave a Reply