Gotowanie – interdyscyplinarna zabawa, sprzyjająca zdrowym nawykom żywieniowym

Zdrowe żywienie to nie jest temat, który jest moją domeną. Tak prawdę mówiąc trudno mi sobie wyobrazić kogoś kto będzie w krzewieniu zdrowych nawyków żywieniowych mniej wiarygodny niż ja – istota znana wam głównie z miłości do czekolady i pałaszowania tortów bezowych w charakterze obiadu.

Ostatnio jednak miałam okazję porozmawiać z ludźmi aktywnie działającymi w Fundacji Szkoła na Widelcu, a także posłuchać o tym co kierowało Grzegorzem Łapanowskim podczas jej zakładania i stwierdziłam że chłop ma rację. Opowiadał bowiem o swoim pobycie w USA i o tym jak otyłe maluchy tam widywał, zahaczając tym samym o temat o którym ostatnio dość często rozmawialiśmy z Wirigiliuszem. Bo wiecie, od jakiegoś czasu zauważamy, że dzisiejsze dzieciaki – tak przedszkolaki, jak i szkolaki – faktycznie jakieś takie większe wymiarowo się wydają. I choć nienawidzę tego określenia, to muszę, no muszę powiedzieć, że za naszych czasów było inaczej. Znakomita większość moich współtowarzyszy szkolnej i przedszkolnej niedoli przypominała bowiem wyglądem szczypiorek w obcisłych geterkach. Jeśli w grupie trafił się ktoś pulchniejszy – wcale nie otyły – po prostu bardziej okrągły niż reszta szczypiorów to z miejsca dostawał okrutną ksywę ruba/ruby. Dziś mam wrażenie, że ówcześni ruby i ruba nie wyróżnialiby się specjalnie na tle reszty klasy.

Przyczyny takiego stanu rzeczy są zapewne bardzo złożone i trudno dawać proste recepty na poradzenie sobie z tą sytuacją, niemniej idea krzewiona przez Szkołę na Widelcu bardzo mnie przekonuje – głównie z tego powodu, że jest poparta dowodami naukowymi. Fundacja bowiem postuluje by wprowadzić edukację kulinarną polegającą na tym, że młódź uczy się gotowania także w szkole. Niemniej do wdrożenia takich planów w życie czeka nas niestety jeszcze długa droga, nie pozostaje nam zatem nic innego jak zająć się taką edukacją w domu i włączyć dzieciaki do wspólnego przygotowywania posiłków.

Czemu?

Bo badania sugerują, że w grupach dzieci w których wprowadzono interwencje w postaci lekcji czy warsztatów gotowania wzrosło spożycie m.in. warzyw, owoców, błonnika czy kwasu foliowego. Dzieciaki te częściej dokonywały lepszych wyborów żywieniowych, a wśród dzieci, które wcześniej były wybredne i nieskore do próbowania nowego wzrosła chęć do sięgania po to co nieznane. I choć tu mieliśmy do czynienia z interwencjami w placówkach edukacyjnych, to z badania przeprowadzonego na 3398 kanadyjskich uczniach wynika, że już samo częstsze pomaganie w przygotowaniu posiłków w domu korelowało z większą skłonnością do spożywania warzyw i owoców, a także częstszym wybieraniem i spożywaniem zdrowszych propozycji żywieniowych.

Ale, ale! Moi mili to nie wszystko – gotowanie z dziećmi ma jeszcze kilka innych, być może mniej oczywistych, zalet.

Tą, którą ja zauważam od dawna, bo moje dzieci odkąd potrafią w miarę stabilnie siedzieć zawsze towarzyszą mi przy pieczeniu – jest przede wszystkim rozwój umiejętności matematycznych – starsza kuma już na tyle, że odważa składniki na wadze, młodszy potrafi na razie „tylko” odmierzać niektóre objętości, ale to wszystko przyczynia się do tego, że ich mózgownice lepiej ogarniają matematykę, miary, wagi i… czasy, bo przecież przy gotowaniu czas też ma ogromne znacznie. To jest wbrew pozorom bardzo ważna kwestia, bo coraz więcej ekspertów podkreśla, że rodzice dzieci w wieku przedszkolnym zafiksowani są na tym by nauczyć dzieciaki literek i wprowadzić w świat czytania, a kompletnie olewają kształtowanie tego co ważne z matematycznego punktu widzenia. I naprawdę nie chodzi o to by pięciolatek znał tabliczkę mnożenia tylko właśnie o takie proste rzeczy, które zapisują się w głowie mimochodem przy codziennych czynnościach i dają doskonałą podbudowę do rozwoju umiejętności matematycznych.

Z człowiekami z fundacji miałam okazję spotkać się podczas warsztatów na których razem gotowaliśmy rozmawiając o tym, że podstawą krzewienia zdrowych nawyków żywieniowych wśród młodocianych jest właśnie wspólne gotowanie – i faktycznie Pierworodna tak się wciągnęła w tworzenie sałatek ze zdjęcia (zobaczcie ten uśmiech – duma się z niej wręcz wylewała!), że potem pierwszy raz w życiu zjadła dorodny kawał zieleniny w postaci liści jakiegoś zielska – dotąd „roślinkiem” nie gardził tylko Drugorodny. W Warszawie Fundacja prowadzi podobne warsztaty w szkołach i przedszkolach, ale też dla całych rodzin – marzy mi się by ta działalność objęła całą Polskę 🙂

Gotowanie to też genialny pokaz prawdziwej, czystej nauki w akcji. Ja uwielbiam piec ciasta, ciasteczka, torty i jeszcze – niezależnie od stopnia skomplikowania przepisu – nie zdarzyło żeby coś mi nie wyszło, czemu zwykle się wszyscy dziwią, bo jak im cudem zawsze mi wychodzi. Otóż moi mili – ja mam za sobą kilka ładnych lat doświadczenia w pracy w laboratorium. A kuchnia to nic innego jak laboratorium w którym nieustannie dzieje się nauka w praktyce – pod wpływem temperatur albo siły mechanicznej zmieniają się konsystencje, smaki, kolory. Zapomnisz składnika A, to nawet gdy dodasz B, C i D nie wyjdzie to czego oczekujesz – tu drobiazgi często mają znacznie większe znaczenie niż to co widoczne gołym okiem. Naprawdę nie trzeba zatem daleko szukać kreatywnych, naukowych zabaw – macie je w kuchni na wyciągnięcie ręki. A satysfakcja jaką będzie miało dziecię, które samo coś upichci – to największa zachęta do dalszego odkrywania sekretów kuchennego laboratorium.

Co więcej gotowanie świetnie ćwiczy małą motorykę i jest genialną zabawą sensoryczną – kulanie ciasta, formowanie kształtów, zatapianie małych łapek w samej mące, mące z mlekiem, wodą, czymkolwiek – to sama radość, poznawanie nowych konsystencji i dostarczanie mózgownicy nowych bodźców dotykowych. Przy okazji uczymy też cierpliwości i czekania – wszak na ostateczny rezultat waszej kulinarnej aktywności trzeba trochę poczekać, co świetnie podsumowuje zdjęcie moich dzieci na którym widać ulubiony program telewizyjny 😉

Podsumowując gotowanie z dzieckiem to jedna z najbardziej interdyscyplinarnych zabaw więc jeśli jeszcze jej nie uskuteczniacie to warto czym prędzej zacząć. Zwłaszcza, że połączycie dzięki temu przyjemne z pożytecznym, pomożecie w budowaniu latoroślęcej kreatywności i spędzicie fajnie czas razem. Przygotujcie się zatem na dobrą zabawę, pyszne jedzenie i… masę bałaganu, bo dzieci tak już mają, że tam trącą mąkę, tu zrzucą jajko, a tam wyleją żółtka pieczołowicie oddzielone od białek i cała robota zaczyna się od nowa – kolejna cenna lekcja… cierpliwości. Dla rodzica 😉

Na zakończenie chciałam jeszcze podziękować fundacjowej pani dietetyk za podesłanie niesamowicie fajnie zrobionego zestawienia informacji naukowych na temat tego jak ważne jest włączanie dzieciaków we wspólne gotowanie, które to zestawienie pomogło mojemu zwykle sceptycznie nastawionemu sercu ostatecznie przekonać się, że to rzeczywiście ważna sprawa o której trzeba mówić więcej i więcej, bo chwilowo w pogoni za nauczeniem kilkulatków gry na pianinie i chińskiego, często zapominamy o tym by pokazać im także te podstawowe, bardziej życiowe, a równie rozwijające i ważne zajęcia. Ściskam więc całą ekipę fundacji i wszystkich jej wolontariuszy za odwalanie świetnej roboty, bo konsekwentnie od kilku lat działają na rzecz poprawy jakości żywienia maluchów w szkołach i przedszkolach – rośnijcie w siłę, bo wasz potencjał jest wielki, skoro nawet mnie udało się zarazić Waszą ideą! Stronę fundacji znajdziecie TU, zerkajcie też na ich FB, bo tam pojawiają się informacje o warsztatach, które dzięki wsparciu sponsorów są bezpłatne 🙂 A jeśli macie dzieciaki w wieku szkolnym to możecie zainteresować się programem Dobrzejemy ze Szkołą na Widelcu do którego właśnie rusza rekrutacja o TU, a od września pod tym samym adresem dostępna będzie platforma edukacyjna.

To co? Co jutro upichcicie z maluchami?

Źródła:

  • Caraher i wps. When chefs adopt a school? An evaluation of a cooking intervention in English primary schools. Appetite 2013;
  • Cullen i wsp. Achieving fruit, juice, and vegetable recipe preparation goals influences consumption by 4th grade students. Int J Behav Nutr Phys Act 2007;4:28.
  • Cunningham-Sabo i Lohse. Cooking with kids positively affects fourth graders’ vegetable preferences and attitudes and self-efficacy for food and cooking. Child Obes 2013;9(6):549–56.
  • Cunningham-Sabo i Lohse. Impact of a school-based cooking curriculum for fourth-grade students on attitudes and behaviors is influenced by gender and prior cooking experience. J Nutr Educ Behav 2014;46(2):110–20.
  • Chu i wsp. Involvement in home meal preparation is associated with food preference and self-efficacy among Canadian children

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

21 komentarzy

  • Odpowiedz 1 sierpnia, 2017

    Joanna

    My dzisiaj muffinki jabłkowe z córką (niecałe 3 lata ma) robiłyśmy, synek (4i pół roku) przyszedł na swoją ulubioną część- wlewanie i mieszanie w dzbanku mleka, oleju i jaja. Fascynuje go ostatnio, że jakby nie lać to olej zawsze na wierzchu jest a jajo wpada na samo dno…. No i że jak miesza mleko z olejem to się rozwarstwia a jak z jajem to mniej… A córka mąkę z dodatkami miesza zawsze tak zawzięcie, że wszystko bieli w kuchni…. Czasem żałuję że nie bardzo nam czas na więcej wspólnego gotowania, bo niemowlaka jeszcze mam czteromiesięcznego, więc nieraz cały obiad w pół godziny muszę zrobić, póki mała śpi, ale mam nadzieję, że jeszcze trochę i będziemy w kuchni w wszyscy urzędować….

    • Odpowiedz 1 sierpnia, 2017

      Alicja

      O rajuśku jaki dobry obserwator z młodego <3 cudowne!!

    • Rewelacja! Nawet małe, wspólne gotowania mają sens 🙂 A już za chwilę wszyscy będziecie kucharzyć razem. Pozdrawiamy całą Waszą rodzinkę! 🙂

  • Odpowiedz 2 sierpnia, 2017

    Bacha

    Czytałam z entuzjazmem i chęcią zalajkowania do momentu, gdy przeczytałam, jak nieżyciowe są lekcje pianina i języka obcego i okropnie smutno mi się zrobiło…
    Jasne, bez muzyki można żyć, ale co to za życie…
    A ja będę prawdopodobnie musiała posyłać moje dzieci na lekcje polskiego… Są niby dwujęzyczne, ale jak zaniedbam „mother tongue” (podejrzewam, że często na świecie postrzegany jako bezużyteczny i egzotyczny), no to – będą po prostu źle mówić w języku – nie tyle ojczystym, co matczynym…

    • Odpowiedz 2 sierpnia, 2017

      Alicja

      Ale tu nie chodzi o to by odsunąć dziecko od muzyki – moje dzieci mają mnóstwo zajęć dodatkowych w tym te artystyczne – chodzi o to by nie zapomnieć między jednym a drugim o tych najbardziej podstawowych umiejętnościach

  • Odpowiedz 2 sierpnia, 2017

    janie

    Ja jednak obstaję przy zdaniu że głównym winowajcą otyłości jest brak ruchu. Uczę w szkole w dużym mieście. Szczupła osoba w klasie- szczególnie chłopiec to rzadkość. Wszędzie są wożeni, przez tę zawrotną ilość zajęć pozaszkolnych nie mają czasu i siły na normalny dziecięcy ruch. To jest przykre…my mieliśmy.mieszkam pod poznaniem na nowej ulicy. Mnóstwo dzieci a większość w domu zamknieta…. Są wakacje a oni nie chcą wychodzić bo wolą tv i komputer. To straszne……

    • Ma Pani na pewno dużo racji, sami mocno podkreślamy, że oprócz tego co jemy na to jak nam się żyje wpływa też ruch i odpowiednia dawka snu 🙂 Także 100% prawdy bieganie też jest super ważne i należy do tego zachęcać dzieci, rodzinne wycieczki rowerowe, basen i inne aktywności mile widziane!

  • Odpowiedz 2 sierpnia, 2017

    Olcha Sosnowa

    Ten Łapanowski? Ale czad! Czytałam o jakimś amerykańskim kursie gotowania dla dzieci online (a jakże), że jest super, extra i dzieci się wciągają, nie tylko uczą nowych potraw, ale obsługi nożem i innymi kuchennymi akcesoriami. Fajnie, że w Pl też zaczynają się pojawiać takie miejsca i ludzie od tego. Akurat jeśli chodzi o zdrowe żywienie to mój konik, więc będę obserwować postępy pana Grzegorza na tym polu 🙂

  • Odpowiedz 2 sierpnia, 2017

    Awa

    No tak, tylko żeby pichcąc z Dzieciakami przekazać im pasję gotowania, to trzeba tę pasję mieć też w sobie. A jeśli – tak, jak ja – do kuchni wchodzi się za karę, to wspólne gotowanie zamienia się w ogromnego stresora, a nie świetną zabawę 🙁

    • To wcale nie musi być wielkie gotowanie, zachęcamy do małych rzeczy, np. kolorowych, owocowych szaszłyków! Na stół niech wiadą umyte i pokrojone różne owoce, różnobarwne i różnokształtne, a do zabawy wystarczą długie wykałaczki, frajda dla małych i dużych i raczej bez stresora 🙂 Zapraszamy do nas na fb i www. tam ogromnie dużo inspiracji dla naprawdę początkujących 🙂

      • Odpowiedz 5 sierpnia, 2017

        Awa

        O tak, szaszłyki owocowe robimy! Pod warunkiem, że wśród pokrojonych składników będą: banany, banany oraz… banany 😉 Jeśli, któryś kawałek, nie daj Boże, na talerzu dotknie jabłka, jest ryk i wrzask, że go nie dotknie i że banan zmarnowany 🙁 I nie, czas nic nie da, to trwa jakieś 4lata. Jedyna kuchenna aktywność, która wszystkim (oprócz mnie oczywiście, bo z moimi anty-zdolnościami przypalam co drugą blachę) sprawia przyjemność jest pieczenie ciasteczek lub pierniczków.

        • Jeśli wszyscy w domu jedzą wszystko, to dziecko w końcu też się odblokuje i zacznie wcinać wszystkie owoce 🙂 A pieczenie ciasteczek też spoko! Jeśli lubi wiórki kokosowe to polecamy też kokosowe kulki mocy, które bardzo smakują małym i dużym 🙂
          Składniki na 15 sztuk:
          6 sztuk wafli ryżowych (lub kukurydzianych) (niesolonych)
          8-10 łyżek wiórków kokosowych
          2 łyżki miodu pszczelego
          4-5 łyżek gęstego jogurtu naturalnego lub greckiego lub mleczka kokosowego
          1 laska wanilii
          Dodatkowo: wiórki kokosowe lub pokruszone orzechy
          Wykonanie: Wafle ryżowe rozkruszamy na małe kawałki do dużej miski. Dosypujemy do nich wiórki kokosowe. Wlewamy miód i jogurt naturalny. Laskę wanilii rozkrajamy i nożem wyskrobujemy ziarenka, dorzucamy je do miski. Wszystko wyrabiamy rękami aż do połączenia się składników. Z masy robimy małe kuleczki, które obtaczamy we wiórkach kokosowych lub orzeszkach. Do każdej kulki można włożyć do środka dodatkowo obranego orzeszka laskowego. Kulki warto schłodzić przed podaniem.

          • 10 sierpnia, 2017

            Awa

            Dziękuję za przepis, skoro nie trzeba piec, to chętnie spróbuję 😉 Synek zapewne nie trąci wiórek, ale Córka może się skusi, jeśli obtoczę w orzeszkach.

  • Odpowiedz 4 sierpnia, 2017

    Magdalena

    Ja mam dwulatkę i zrobiliśmy sobie tego sławnego montesoriańskiego Kitchen Helpera i też gotujemy razem. Dwa zwykłe taborety i tyle radości. A z nauki to nie tylko matematyka, ale i sensoryka i motoryka u takiego maluszka jak dotyka rączkami wszystkich tych faktur, wyrabia ciasto, wałkuje albo kroi banana drewnianym nożem. Chociaż mój bebok najbardziej lubi mieszanie jajka, bo „znika”. Polecam zdecydowanie wszystkim. Dziecko jest bezpieczne, ma zajęcie i rozwija nowe umiejętności, kosztuje też nowych smaków bo chętnie wszystkiego próbuje na tym zakulisowym etapie.

  • Odpowiedz 5 sierpnia, 2017

    wisznu

    Nauka gotowania w szkole to pomysł wzorowany na Japonii. Tam poszli dalej, bo dzieciaku w szkole także zajmują się m.in. sprzątaniem podłogi – dla nauki szacunku wobec ludzi wykonujących każdy zawód.

    • To prawda, temat bardzo mocno rozwinięty jest w Japonii, gdzie w wielu szkołach dzieci pomagają w przygotowywaniu posiłków na stołówkach, jedzą też wspólnie drugie śniadania i porównują zawartości swoich bento 🙂

      • Odpowiedz 15 sierpnia, 2017

        wisznu

        I bardzo mi się ta idea podoba, bo mam wrażenie, że w naszej kulturze przesadza się z upupianiem dzieci. A przecież dzieci same dążą do samodzielności, wystarczy im na to pozwolić:)

  • Odpowiedz 17 sierpnia, 2017

    joasia1989

    Super art, powiem tak, do tej pory czasami (bardzo czasami) robiłam coś podobnego ale teraz będę to robiła na pewno częściej i bardziej świadomie.

Leave a Reply