Mój mąż ma pracę dość wymagającą i pochłaniającą – delikatnie mówiąc 😉 od zawsze więc wiedziałam, że nie mam co liczyć na to, że po porodzie posiedzi z nami w domu dłużej niż 3-4 dni. A i to nie zawsze było możliwe, bo po pierwszym porodzie, następnego dnia po tym jak wróciłam z noworodem do domu, on z samego rana musiał wybyć na drugi koniec Polski i tyle go widziałam. Nie żałujcie mnie jednak, bo przy tym wszystkim mam ogromne szczęście – mamę i teściową gotowe wkroczyć do pomocy i ogarnąć dzieci, pranie, sprzątanie i gotowanie, tak żebym ja mogła dojść do siebie – co po pierwszym, traumatycznym porodzie było mi niezwykle potrzebne, bo ja nie umiałam wstać z łóżka, a co tu mówić o reszcie.
I ja wiem, że generalnie wśród krewnych i znajomych królika panuje takie przekonanie, że „tera to pani te baby takie wydelikacone, a kiedys to rodziła w polu i zara jak urodzila to dalej ziemniory kopała” ale ja tam znam raczej przekazy o tym, że w wielu kulturach kobietę po porodzie się chroni i otacza wyjątkowa opieką – tak by miała czas dojść do siebie, a połóg nie jest wyścigiem o to kto szybciej będzie miał plaskaty brzuch, tylko wyjątkowym okresem w życiu kobiety w którym skupia się ona na regeneracji i odpoczynku. Ba, mam je nie tylko z przeglądu różnych tekstów, ale też z opowieści mojej babci, która twierdzi, że „za jej czasów” opiekę nad kobietą po porodzie sprawowały matki, babcie, kumy, sąsiadki i inne pociotki – tak by mogła sobie leżeć w łóżku i odpoczywać, a one ogarniały resztę. Ile ta opieka trwała? Różnie – w zależności od indywidualnych potrzeb, ale minimum przez tydzień. W doniesieniach na temat tego jak to wygląda w innych kulturach są informacje o 30 czy nawet 40 dniach bezwzględnego odpoczynku dla matki, w trakcie którego okresu to inni sprawują nad nią opiekę i zapewniają wsparcie.
Dziś tego wsparcia bardzo często nie ma kto zapewniać – rodzina albo mieszka daleko, albo jest aktywna zawodowo i zwyczajnie nie ma czasu, albo po prostu mówiąc delikatnie „ma to w nosie” w związku z czym matka może liczyć głównie na pomoc ojca dziecka, a i to nie zawsze albo na wyjątkowo krótko – chwilę po porodzie, a potem zostaje sama, nawet gdy wszystko się sypie, wszystko boli, emocje buzują, a sen to towar nader luksusowy.
Dlatego dziś uprzejmie donoszę wam o nowym badaniu Uniwersytetu Stanforda, w którym oparto się o dane ze Szwecji by sprawdzić co się zmienia, gdy prawo umożliwi tacie zostanie z mamą w domu. W 2012 roku przeprowadzono bowiem w Szwecji reformę, która znosiła zakaz „podwójnego urlopu rodzicielskiego”, który to nie pozwalał na to by mama i tata równocześnie przebywali na płatnym urlopie rodzicielskim. Po reformie natomiast pozwolono ojcom na wybranie 30 dni płatnego urlopu rodzicielskiego w pierwszym roku życia dziecka, także wtedy gdy matka przebywała na urlopie macierzyńskim. Co więcej – dni te można było wybierać dość elastycznie i z przerwami – wtedy gdy zaszła taka potrzeba, a nie tylko w trzydziestodniowym z góry zaplanowanym ciągu.
Co taka możliwość może zmienić, pytacie? Autorzy badania piszą, że to może znacznie poprawić komfort i jakość życia matki gdy ta zaniemoże lub będzie potrzebowała wsparcia z powodu trudności z karmieniem piersią, będzie mocno zmęczona np. wyjątkowo ciężką nocą z małym człowiekiem albo będzie cierpiała z powodu jakichkolwiek innych komplikacji związanych z mniej lub bardziej dawnym porodem (w artykule powołują się na dane z których wynika, że od 23 do 83 kobiet uskarża się na bóle po wydaniu na świat dziecka). Co więcej obecność ojca w domu może złagodzić matczyne poczucie osamotniania, stres i lęki, a jak wskazują wcześniej autorzy – stan emocjonalny i psychiczny matki jest niezwykle ważny, bo poporodowe problemy tej natury generują ogromne koszty nie tylko dla danej rodziny, ale też całego społeczeństwa.
Co zatem zrobili badacze? Ano porównali dane, które mogli wysupłać z baz medycznych i administracyjnych – te sprzed reformy i te po reformie by sprawdzić czy taka elastyczna możliwość pozostania ojca w domu może coś zmienić i okazało się, że i owszem. Zaobserwowano spadek prawdopodobieństwa tego, że matka będzie wymagała hospitalizacji lub specjalistycznej wizyty ambulatoryjnej w związku z komplikacjami poporodowymi, a także zmniejszenie prawdopodobieństwa w zakresie konieczności przepisania matce antybiotyków lub leków przeciwlękowych w pierwszych sześciu miesiącach po porodzie (przy czym w przypadku leków przeciwlękowych było to szczególnie wyraźnie w ciągu pierwszych trzech miesięcy). Wszystkie te zmiany były szczególnie wyraźnie w przypadku kobiet, które już w trakcie ciąży zmagały się z jakimiś komplikacjami czy problemami zdrowotnymi.
Gdyby ktoś się zastanawiał w jaki sposób obecność taty może zmniejszyć prawdopodobieństwo tego, że matuli będzie trzeba przepisać chociażby antybiotyk albo że będzie wymagała specjalistycznej porady lekarskiej to badacze sugerują, że może to wynikać chociażby z tego, że gdy u matki zaczną się np. problemy z piersiami, bo stworzy się zastój, to jeśli tata będzie mógł wtedy komfortowo w razie awarii zostać w domu by zająć się dzieckiem i opieką nad nim, to matula będzie w spokoju mogła zająć się radzeniem sobie z zastojem, bólem i problemem przez co szansa na to że upora się z nim w porę sama, zanim konieczna będzie fachowa interwencja jest większa. Wiecie na tej samej zasadzie jak nas dorwie jakieś przeziębienie i możemy je wyleżeć zamiast zaiwaniać wtedy do pracy żeby skończyć arcyważnyprojekt albo biegać po domu za energicznym dwulatkiem, to szybciej się z nim uporamy i mniejsze będzie prawdopodobieństwo, że na bazie niedoleczonego przeziębienia rozwinie się zapalenie płuc albo inny gizd.
Innymi słowy – wydaje się, że taka elastyczna, komfortowa możliwość wybrania przez ojca płatnych dni wolnych, które w razie potrzeby będą poświęcone nie tylko opiece nad dzieckiem, ale też – a może przede wszystkim – nad matką, tak by po trudach ciąży i porodu mogła dojść do siebie może mieć spore korzyści dla całych rodzin, a może i nawet dla społeczeństwa.
To dla mnie bardzo istotne badanie, bo mnie strasznie boli, że po porodzie skupiamy się li tylko na małym człowieku, i choć mały człowiek jest co oczywiste ekstremalnie ważny, to właściwą opiekę nad nim – i tę trywialną jak przewinięcie, przebranie, nakarmienie, ale też tę bardziej wysublimowaną – emocjonalną będzie się rodzicowi (a biorąc pod uwagę realia – przede wszystkim matce) sprawowało łatwiej gdy sam będzie mógł liczyć na wsparcie gdy dopadnie go niemoc czy to fizyczna czy emocjonalna. A że przy braku sieci wsparcia w postaci „kum”, o których wspominała moja babcia – które podadzą i obiad i noworodka do karmienia, a potem zabiorą by matka mogła chwilę kimnąć albo po prostu poleżeć by ciało po porodzie odpoczęło tak jak tego potrzebuje, a do tego zapewnią, że „spoko stara wszystko z tym dzieckiem w porządku, wszystkie tak robią, weź nie dygaj i schizuj” – często jedyną alternatywą dla kumy jest tata dziecka, to chyba fajnie by jak najwięcej osób miało tego świadomość. I tego, że realne korzyści z obecności i wsparcia taty mogą przewyższać te które sobie zwykle zakładamy. No jeszcze tego tego, że kobiety potrzebują po porodzie czasu na regenerację i pomocy, a nie radosnych tekstów o tym, że kiedyś to „baba orała pole 3 godziny po porodzie”. Bo wiecie, co? Nawet jeśli były regiony albo okresy, w których tak było, to jestem przekonana, że ten rychły powrót do orki wcale nie był dobry ani dla zdrowia matki, ani tym samym dla zdrowia dziecka.
Źródła:
Babia Bronia. 2019. Co się dzieje gdy zapytasz babcię o to jak kiedyś traktowano kobiety po porodzie. Alicjowy żurnal historii macierzyństwa.
Perrson i Rossin-Slater. 2019. When dad can stay home: fathers’ workplace flexibility and maternal heath.
Mama Ewci i Maciusia
Tak jak piszesz Alicjo, rola Ojca jest naprawdę ważna. Gdyby nie mój Mąż, to po pierwszym porodzie posypała by mi się całkiem psychika. Byłam umęczona bólem brzucha po cesarce, do tego krawawienie i dziecko „nie do odłożenia” – totalny szok. A Mąż wciąż mnie wspierał i nawet raz obudził w nocy, bo dziecko płakało, a ja byłam tak niewyspana, że nie od razu się obudziłam na ten płacz! Chyba muszę mu przeczytać Twój post. ?
Aga
„w artykule powołują się na dane z których wynika, że od 23 do 83 kobiet uskarża się na bóle po wydaniu na świat dziecka” – 23 kobiety, które boli to całkiem mało 😉
A tak poważnie, to mój mąż może cześć pracy wykonywać zdalnie w różnych godzinach (np późnym wieczorem) i prawdę mówiąc zupełnie sobie nie wyobrażam, jak byśmy sobie bez tej opcji poradzili. Bardzo często korzystamy z tej możliwości – za równo w czasie mojego pierwszego macierzynskiego, jak i teraz kiedy jestem na zwolnieniu w ciąży z drugim dzieckiem. Co więcej, pracuję w firmie, gdzie 90% zatrudnionych osób to faceci i my również możemy pracować zdalnie w różnych godzinach. Moi koledzy-ojcowie korzystają z tej możliwości równie często, jak my 🙂 Tym bardziej musi to być wygodne, kiedy nie trzeba tych godzin odpracowywac wieczorem 😉
Nina
Że nie mamy nikogo, jestem tylko ja i mąż, wziął na miesiąc zwolnienie lekarskie (80% płatne) by móc być razem z nami. Od początku spał z brzegu łóżka, przy łóżeczku, by w nocy wstawać, przewijać, uspokajać, podać do karmienia, przygotować mleko. Gdyby nie on, chyba bym nigdy nie spała dłużej niż 3 godziny. Jest świetny, ale niestety też wszystko na mojej głowie, bo nie myśli o zakupie mleka, ciuszków, leków, że trzeba na usg bioderek pojechać, jedzenia dla nas, prania, po prostu sprawach domowych. Niestety, do ogarniania jestem ja, ale jak to poproszę, to robi co trzeba.
Agnieszka
U nas mąż był ze mną tylko dwa dni urlopu okolicznościowego, bo uznaliśmy że 2 tygodnie ojcowskiego lepiej zostawić na moment, kiedy ja będę wracać do pracy (a normalnego urlopu jeszcze nie miał, bo ledwo co pracę zmienił). Na szczęście poród poszedł dość sprawnie, a jedyne co mnie bolało, to szwy po cięciu, a to i tak jedynie przez tydzień, bo później rozpuściły się i miałam spokój. Młody też nie był kłopotliwy – co prawda niemalże z zegarkiem w ręku budził się co 2h, ale budził się na karmienie i szedł spać dalej – a ja korzystałam z każdej możliwej okazji, żeby spać razem z nim. Miałam też to szczęście, że udało mi się karmić piersią bez żadnych dodatkowych problemów w postaci zastojów, zapchanych kanalików etc.
Mąż przez pierwsze tygodnie ogarniał obiady, a przynajmniej się starał. Chciał też być zaangażowany przy dzieciaku, ale w sumie trochę nie za bardzo miał co robić na początku. Bardziej by się wtedy przydało, gdyby tak sam z siebie, nieproszony i bez wskazywania palcem, ogarniał dom, posprzątał, zakupy zrobił itd., niestety to już nie było takie fajne, więc jeżeli chciałam, żeby było to zrobione dobrze, musiałam robić to sama. Tyle należy zaznaczyć, że od trzech miesięcy ja kąpałam młodego całe dwa razy, bo kąpiele to wyłączny obowiązek męża – dzięki temu, ja miałam zawsze te 20min, żeby samej wziąć prysznic. A nic tak dobrze nie działa na psychikę, jak świadomość, że przynajmniej jest się czystym.
A mimo, że wydaje mi się, że miałam w sumie level easy wejścia w macierzyństwo, to nie minęły mnie momenty totalnego załamania, gdy cała zasmarkana ryczałam pod prysznicem, więc doprawdy nie wiem, jak by było, gdyby tych problemów byłoby więcej. Ale co jak co, ale na wsparcie męża mogłabym liczyć.
Barbara
Ja urodzilam 29.11 a maz wrocil do pracy dopiero 07.01takze byl ponad miesiac w domu i to bylo super, zas po jego powrocie ciezko, bo dziecko z kolka, ulewaniem, i ogolnie rzecz biorac slabo odkladalne.
Barbara
Zapomnialam dodac ze przez pierwszy miesiac nie gotowalam wogole bo mama i tesciowa podrzucaly obiadki a i potem mialam od nich zawsze jakas rezerwe w zamrazarce na gorsze dni
Weronika
Jestem mężatką samotnie wychowującą córkę. Tak, tak – właśnie tak o sobie mówię. Mój mąż ma bardzo wysoką energię aktywacji do współpracy. Potrafię wymienić dwa momenty, kiedy się mną zajął:
1) 5 tydzień ciąży i krwiomocz w nocy – pojechał ze mą do szpitala jako pasażer, a potem pozwolił się przywieźć z powrotem do domu;
2) noc porodu – poszłam spać około 1 w nocy, ok. 2:30 obudził mnie skurcz, krzyknęłam przez sen. Mąż już wiedział, że tym razem mi się nie zdaje, że naprawdę zaczynam rodzić, więc przyszedł z pokoju, gdzie zwykł pracować, do łóżka, żeby przespać choć godzinę lub dwie, zanim skurcze osiągną częstość 1 skurcz na 5 minut. O 6 rano zadzwoniłam po znajomego, który się wcześniej oferował, że może nas zawieźć. Pozwolił się zawieźć i obserwował w milczeniu wszystko, co się działo przez kolejne 8 godzin. Przeciął pępowinę, zjadł obiad i pojechał do domu spać. Dwa dni później wyjechał na konferencję, a ja z dzieckiem sama. Do domu zawiozła mnie przyjaciółka. Teściowa przyszła na godzinę i przyniosła przepis na kompot z jabłek na laktację.
Dziś córka ma prawie 7 lat i z ręką na sercu nie potrafię sobie przypomnieć choćby jednej sytuacji, kiedy mogłam na niego liczyć. Jeśli na kogokolwiek, to tylko na moją mamę.
Niedawno mój ojciec palnął do mojej mamy, że z taką żoną jak ja, to fajnie musi być, bo ja sama wszystko potrafię zrobić. No nie wiem, czy traktować to jako komplement, czy tylko chichot losu :)))) Mną ojciec też się nie zajmował. Zatem wszystkie te doniesienia czytam jak scince-fiction. Mój mąż i tak by nie wziął takiego urlopu.
Masz pod ręką jakieś badania o przypadkach beznadziejnych? Może się zacznie przydawać później? Skoro i tak jest idolem córki. Młoda jest dumna z tego, że wyglądają i zachowują się tak samo. Cholerne geny 🙂 Do czego się może przydać taki ojciec?
Aleksandra
Tylko gdzie Szwecja, a gdzie Polska?
Wsparcie emocjonalne i psychiczne z tego wszystkiego jest najważniejsze. Jasne, są kobiety, które są silne i z powodzeniem mogłyby się szybko wylizać i wszystko ogarnąć, ale chyba ta myśl, ze ktoś jest blisko w razie czego, przytuli i powie dobre słowo, jest bezcenna.
Ancalime
Myślę, że głośno powinno się przypominać mężom/partnerom, że oprócz urlopu ojcowskiego zawsze mają możliwość wzięcia 2 tygodni opieki na żonę po porodzie od jej lekarza rodzinnego! Razem z urlopem ojcowskim daje to cały miesiąc, gdy tata może się zająć mamą i noworodkiem. Mój mąż wykorzystał tą możliwość i naprawdę był potrzebny, w koło dziecka to nie miał za dużo do zrobienia, ale robił wszystko w domu, prał, sprzątał, zarządzał przychodzeniem/nieprzychodzeniem gości, na czele z robieniem i podawaniem mi jedzenia i picia na kanapę, gdzie długimi godzinami karmiłam małego. I chyba najważniejsze, że po prostu był obok, gdy przyszedł baby blues, pierwszy kryzys laktacyjny. W takich momentach potrzebna jest chłodno i racjonalnie myśląca dodatkowa głowa obok 😉
Bacha (Grzegorz Bączek)
Dlaczego z nim jesteś? Nic z tego nie rozumiem. Co Cię przy nim trzyma? Jestem pewna, że masz jakieś dobre powody, ale żadnego nie podajesz. (Ja też jestem z beznadziejnym przypadkiem, próbowałam odejść, jak na razie się nie udało, ale jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa ;wiem że moje dzieci zasługują na lepsze dzieciństwo i nie zamierzam się poddać dopóki się od niego nie uwolnimy.) Pytam z ciekawości, ale jak by się dało – pomogłabym 🙂
Koperkowa
To chyba wszystko zależy od charakteru męża. Mój był mocno wspierający podczas porodu i był cały czas przy mnie, chwilę przy synku na ważeniu po kangurkowaniu.
Ale po powrocie do domu niestety rzeczywistość była inna. Mimo wielu rozmów przed porodem jak to będzie wygladac..pierwsze słowa: „Ja Go nie przewine, bo kupa wiesz.. blee”. WTF? Trzeba było przewija Malucha prędzej czy później.. nie miałam serca praktycznie mężowi pokazywać, żeby przewijal..
I tak zaczęły się moje nerwy, płacz i stres przez Jego uwagi, kłótnie. Na pewno dla Niego to też był stresujący czas. Ale ciągle poprawianie, mówienie że coś jest znowu niezrobione, że On nie nakarmi przecież dziecka, więc co ma z Nim robić, że nie odłożyłam czegoś na swoje miejsca, że nie zmylam po sobie talerzy..
To było okropne! Chodziłam cała zestresowana i nabuzowana. Poprosiłam Go o opiekę na żonę, ale bardzo tego żałowałam. Słyszałam ciągle, że będzie miał wielkie zaległości w pracy. W domu wszystko stało i czekało na mnie. On oglądał film za filmem albo siedział na telefonie. I ciągle komentował, że Go wygonilam z łóżka..
Niestety moja Mama nie żyje.. a teściowa mieszkająca na dole- no cóż nie za bardzo myśli o jakiejś pomocy. Drugiego dnia po powrocie ze szpitala miała pretensje, że nie zbiegami z synkiem na dół, żeby mogła się z Nim pobawić, nakręcała męża żeby mnie o to strofował. Naprawdę wolałabym być SAMA z dzieckiem Miałabym niezakłócone pierwsze piękne chwile macierzyństwa. A tak to był słodko-gorzki okres czasu. Teraz po 2 miesiącach bywa lepiej, bywa gorzej. Nie ma kłótni, ale ja synkiem się zajmuję od rana do wieczora, w tygodni i w weekendy. Są 15 minutowe momenty. Ja to nazywam czasem „wapdne na chwile”. Obecnie raz na jakiś czas przygotuje obiad, zapyta czy coś mi jeść nie zrobić w weekend jak Mały potrzebuje uwagi, zrobi zakupy, czasem nawet pranie..
Przykre to wszystko dla nowo upieczonej matki.
Ani
Mój mąż francuski wziął 5 tyg urlopu po urodzeniu naszej Małej.(2 tyg urlopu tacierzyńskiego ustawowe i 3 tyg urlopu z nadgodzin itp). zajmował się Mała na równi że mną poza kamieniem piersią:) nie mieliśmy Kum ani Babć do opieki ani gotowania więc nawet we dwójkę byliśmy wykończeni! ale te kilka tygodni we trójkę były niesamowite, więź Małej z Tata jest wspaniała i mam nadzieję że przy drugim Maluchu też się uda wziąć tyle urlopu… nie mówiąc już że przy kilku pobudkach w nocy mój Mąż był nie do życia więc nie wiem jaka by była jego skuteczność w pracy…
jestem za dłuższym urlopem tacierzyńskim , model szwedzki jest naprawde interesujacy…
zresztą mój Mąż czułby się pokrzywdzony gdyby miał widywać Mała tylko 2godz wieczorem… Tata jest równie ważny dla Malucha co Mama (wyłączając oczywiście pierś).