Zanim ocenisz innego rodzica – przeczytaj

Społeczeństwo uwielbia oceniać rodziców, rodzice sami w sobie też mają do tego ciągoty i lubią zerknąć na innych rodziców przez pryzmat swoich doświadczeń i na tej podstawie wystawić im ocenę. I choć większość jednak jest całkiem spoko i wie, że kiedy nie wszystko wie, to wiele rzeczy może im się po prostu wydawać i nie mieć żadnego związku ze stanem faktycznym, to ostatnio pod postem na temat pracujących rodziców i dzieci spędzających czas w przedszkolu zostałam przytłoczona ciężarem i łatwością ferowania wyroków w niektórych wypadkach. Przyznam, że wstrząsnęło to mną do głębi. Choć nie powinno, bo w końcu nie od parady w badaniach 9 na 10 matek czuje się ocenianych i krytykowanych za ścieżkę życiowo-rodzicielską jaką obrało. Dlatego dziś chciałam wam powiedzieć o dwóch bardzo ciekawych sprawach, które być może pozwolą nam spojrzeć na pewne sytuacje inaczej i z szerszej perspektywy.

1. Nie bądź jak te małpy

W sieci spotykam się w miarę regularnie z tym, że ktoś z komentujących ubolewa nad faktem, że jacyś mniej lub bardziej znajomi rodzice próbując uspokoić dziecko idą na skróty. Bo na przykład zawsze kiedy ten ktoś spotyka się ze znajomymi, a ich dziecko zaczyna marudzić to ci zatykają to dziecko smoczkiem (ergo biedne dziecko, nie mogę na to patrzeć, przecież oni niczego tego dziecka nie uczą). Zdarzają się też apele „do matki, która w kolejce w sklepie/u lekarza/gdziekolwiek puściła dziecku bajkę” bo nie rób tego zła kobieto, przecież to droga na skróty, wysil się choć odrobinę i pokaż dziecku, że można inaczej.

Tylko, że to jest przecież tak bardzo bez sensu! Bo pewnie, że można inaczej, można wiele rzeczy, ale można tez zdać sobie sprawę z tego, że oceniamy ludzi w sytuacji dla nich trudnej, takiej w której starają się działać maksymalnie szybko i efektywnie, bo społeczeństwo (i jak widać „życzliwi” i oceniający znajomi) raczej nie reaguje przychylnie na widok płaczącego, krzyczącego i marudzącego dziecka – raczej pyta co to dziecko tak płacze, przewraca oczami albo wrzuca do sieci selfiacze z samolotu, bo znowu jakieś osły lecą z niemowlakiem zamiast siedzieć z nim w domu aż się ucywilizuje.

Co jest zatem dziwnego w tym, że w stresie i pod presją (bo w towarzystwie innych), mając do wyboru sposób który jest szybki i daje 99% pewności, że zadziała i taki, który może jest bardziej ambitny, ale szansa na sukces jest mniejsza, to większość z nas wybierze ten pierwszy? Wiecie, że nawet u małp – tych stworzeń, które w pewnych kręgach z lubością wskazuje się ludzkim matkom jako przykład, bo „patrz tak powinno wyglądać macierzyństwo” – zaobserwowano, że gdy w pobliżu są inne – nie te najbliższe i najlepiej znane małpy, to mama małpa jakoś tak szybciej spieszy z reakcją gdy małpiątko płacze i chętniej też zatyka je natenczas piersią byle już nie jojczyło w otoczeniu innych małp. Bo jeśli nie zareaguje wystarczająco szybko to inne – obce lub mające skłonność do dominacji małpy mogą zareagować agresją. I nie wiem czy można to przenieść jak kalkę na ludzi, ale zaryzykuje. Te wszystkie oceny, te nieprzyjazne spojrzenia, te artykuły o strasznych dzieciach w samolotach, restauracjach i miejscach publicznych to też agresja tylko ucywilizowana. Nic więc dziwnego, że rodzice w takich sytuacjach sięgają po to co działa najszybciej. A obsmarowywanie ich w komentarzach w sieci jest dla nich tylko kolejnym dowodem na to, że zawsze są pod czujną obserwacją krytyków. Nie bądźmy wiec jak te małpy tylko wykrzesajmy z siebie nieco więcej zrozumienia, bo coś mi się wydaje, że rzadko jesteśmy dla siebie tak bliskimi małpami by zachowywać się przy sobie jak w domu, więc nie mamy wielkich podstaw by na podstawie jednego spotkania w kolejce ferować w sieci wyroki kto jest jakim rodzicem.

2. Są trzy rodzaje prawdy.

Druga kwestia związana jest z bardzo ciekawym badaniem – przedmiotem pracy dyplomowej – w którym udział wzięły bezdzietne, młode osoby, którym przedstawiono nagrania, w których mama czterolatka opowiadała o swojej historii, swoim życiu, swoim dziecku wplatając w to informacje o swoim statusie zawodowym. Za każdym razem była to ta sama kobieta (prawdziwa matka) i opowiadała tę samą historię zmieniając jedynie element związany ze statusem zawodowym:

– w jednej wersji była mamą, która lubiła swoją pracę i szybko po urodzeniu dziecka wróciła do pracy i spędzała w niej sporo czasu

– w drugiej była mamą, która czuła że to ważne i została w domu z dzieckiem

– w trzeciej zaś była mamą, która najpierw została z dzieckiem przez jakiś czas, a potem stopniowo coraz bardziej wydłużała godziny pracy

Następnie uczestnikom badania pokazano nagranie na którym ta mama bawi się ze swoim dzieckiem, wchodzi z nim interakcje i tak dalej. Tu już wszyscy uczestnicy dostali dokładnie to samo nagranie – różniła się jedynie historia jaką usłyszeli przed nim. I wiecie co? Sama ta historia wstępna wystarczyła by uczestnicy inaczej – choć przypominam, na podstawie dokładnie tego samego nagrania – ocenili matkę, dziecko, a także jakość ich relacji i interakcji.

Uczestnicy wypełniali bowiem kwestionariusze, w których odpowiadali m.in. na to czy i jak zgadzają się ze stwierdzeniem „że ta mama dobrze sobie radzi”, tym czy „dziecko się fajnie zachowuje” albo tym jak fajnie para razem pracowała.

I o ile w przypadku mamy, która była w domu i mamy, która wróciła do pracy po jakimś czasie i to najpierw na część etatu wielkich różnic w ocenach postronnych nie było, to już matka szybko pracująca została oceniona gorzej. Co więcej nie tylko ona, ale także jej relacja z dzieckiem i… co najsmutniejsze samo dziecko.

Jedna zmienna! Jedna! Dotycząca jedynie życia zawodowego kobiety, a wystarczyło by postronni postrzegali tę samą sytuację inaczej.

Oczywiście wyniki takie mogą być ograniczone li tylko do grupy bezdzietnych młodych ludzi, a w przełożeniu na cały przekrój społeczny może być zgoła inaczej, a samo badanie jak każde tego typu ma ograniczenia i niedoskonałości, ale tak na podstawie tego co czytałam ostatnio w komentarzach, gdzie okazywało się, że ludzie wiedzieli o innych rodzicach „wszystko” – bo tego widziałem na kawie, a mógł już odbierać dziecko z przedszkola, albo a ten szybciej kończy pracę więc mógłby szybciej odbierać dzieci, a pewnie lata w tym czasie po galeriach – mimo że nie znają tych ludzi prawie wcale, to tak sobie myślę, że te obserwacje nie odbiegają jakoś mocno od tego jak to wygląda w prawdziwym życiu. Choć tego nie wiem na pewno i mam ogromną nadzieję, że i ja, i to badanie się bardzo mylimy. Ale na wypadek gdyby okazało się, że jednak nie i że jest w nim trochę prawdy, to może zanim pomyślimy, że wiemy o tym rodzicu wszystko i mamy dla niego gotowe rozwiązania problemów i interpretacje zachowań, warto się zastanowić chwilę czy aby na pewno. Bo ci z badania też myśleli, że znają prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. A tymczasem znali tylko te trzecią, śmierdzącą prawdę z dowcipu o góralu.

Semple i wsp. Bystanders affect the outcome of mother–infant interactions in rhesus macaques

Livengood. EXPLORING PREDICTORS OF PERCEPTIONS OF MOTHERS AND CHILDREN IN VARIOUS WORK/FAMILY SITUATIONS

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

12 komentarzy

  • Odpowiedz 17 grudnia, 2019

    Olga

    Dziękuję kolejny raz za trafne spostrzeżenia i dawkę wiedzy.

    Co do prawdy. W szpitalu po porodzie moje wysoko wrażliwe dziecko było bardzo spokojne i bezproblemowe. Praktycznie nie płakało – bo ja nie miałam nic lepszego do roboty poza zaspokajaniem jego potrzeb i robiłam to od razu, nie musząc robić obiadu, sprzątać czy się przebierać. Jedna z pielęgniarek/położnych zauważyła, że spokojna mama to spokojne dziecko. Inna stwierdziła, że dzieci z cesarki tak mają.

    Parę miesięcy później żaliłam się komuś, że dziecko nie znosi wózka, że ciągle muszę nosić, że nie daje się odłożyć. Usłyszałam, że spokojna mama to spokojne dziecko (ergo moja wina, bo jestem niespokojna) i że dzieci z cesarki tak mają…

    • Odpowiedz 18 grudnia, 2019

      Izabela

      Moje niespokojne i w szpitalu i w domu bo dzieci z cesarki tak mają…. 😉

  • Odpowiedz 17 grudnia, 2019

    Aga

    A ja sobie myślę – a wara wam ludzie w kolejce w sklepie. Moje życie, moje dziecię, nikt nie widzi tego jak godzinami puszczamy samochodziki w garażu, jak gramy w piłkę, jak po raz pińcetny słuchamy ulubionej piosenki. Jak tulimy się w nocy kiedy nie da się zasnąć. Wara wam.

    Ostatnio byłam świadkiem kiedy matka z dwoma chłopcami stała w kolejce do kasy, młodszy zaczął histerię o jakieś słodycze. Patrzyłam na ten pozorny spokój z którym starała się wykładać zakupy na taśmę jednocześnie tłumacząc, że nie. Patrzyłam na ludzi za nią, na ich miny. Miałam ochotę ją przytulić. Mam trójkę, po dwóch córkach myślałam ze jestem oblatana jak pies po śmietnikach ale synu sprowadził mnie na ziemię ?
    Nie dajmy się, skupmy się na tym co najważniejsze. ❤️

  • Odpowiedz 18 grudnia, 2019

    Alicja Glińska

    Zawsze staram się być daleka od jakiegokolwiek oceniania czy to dziecka, czy to matki, czy obojga rodziców. Każdy ma swoje sposoby, każdy ma swój układ z dzieckiem, swoje zasady. Coś, co u jednych może się nie sprawdzać – sprawdzi się w przypadku drugich i tak ze wszystkim 🙂

  • Odpowiedz 18 grudnia, 2019

    Karolina

    U mnie z tąpraca trochę inaczej… Dwójka dzieci, 21 miesięcy różnicy między nimi… Przed urodzeniem syna nie pracowałam-kończyłam studia, po urodzeniu zostałam z synem w domu. Gdy miał prawie rok pracowałam (realizowalismy projekt przez 3 miesiące na umowę zlecenie). Po zakończeniu projektu, już w ciąży z córką bzostalam w domu. Dziś syn ma 3 lata, córka 16 miesięcy i nadal jestem z nimi w domu. Nie chcę oddawać córki do żłobka, wolę poczekać aż mała podrosnie i puścić oboje do przedszkola–i tu jestem wyrodna matka… Na osiedlu na które się wprowadziliśmy matki pracuje, wszystkie, a jest ich niewiele, bo osiedle nowe, dopiero kilka domów. Jednak koszmar oceniania nie omija mnie, „innej”, dziwnej, nienormalnej” matki, która nie posłał dziecka do żłobka, a mogłoby się tak pięknie rozwijać społecznie. Dziwna, bo „siedzi w domu”, bo „już się napracowala”, bo dziecko powinno do przedszkola iść, przynajmniej to starsze. Boli to strasznie, bo moja wiedza jest inna, moje przekonania też, a do tego innej pomocy nie mamy (babcia, ciocia, nie przyjedzie, a na nianię nie stać) i wiem że kiedy dzieci zachoruje, to z wolnym w racy moim lub męża byłby problem. I ja przez to, że z ostalam w domu z dziećmi jestem postrzegana jako „matka półka” (przesmiewczo), jako dzieaczka, jako leniwa…

    • Odpowiedz 13 lutego, 2020

      ANNA

      Och jak doskonale to rozumiem! „Siedzę” w domu z dwuletnim synkiem, szok i niedowierzanie jakie to wzbudza doprawdy są bezcenne.

  • Odpowiedz 18 grudnia, 2019

    Gosia

    Nie znam artykuły który Pani przeczytała i trudno mi trochę to ocenić. Jednak zawsze w takich wypadkach kłuje mnie w oczy nierzetelność dziennikarzy. Pani przedszkolanka ma własne zdanie – to jest ok(oczywiście nie powinna nigdzie publicznie tak oceniać) ale dziennikarz nie może wypuszczać artykułu, który ocenia innych po łebkach, chyba że oczekuje właśnie takiego głośnego odzewu i zażartej walki czytelników. I niestety się na to łapiemy. Bardzo nie lubię gdy ktoś tak prowokuje. Niby w dobrej mierze. Wystarczyłoby gdyby Pani przedszkolanka zasygnalizowała rodzicom że dzieci tęsknią trochę i bardzo chciałyby troszkę więcej czasu z rodzicem spędzić. Szczególnie tym rodzicom którzy według niej mają czas. Przecież można delikatnie podpytać..wszyscy raczej chcemy dobrze dla dzieci ale czasem coś możemy przegapić. W necie są filmiki jak to zabiegani rodzice w święta zapominają o dzieciach i o tym co najważniejsze w święta. Taki filmik ma puknąć w łeb:).Może Pani przedszkolanka też taki efekt chciała uzyskać i nie wyszło.
    Bardzo dobrze Pani pisze, że wyroki zostawmy dla siebie. Internet nie jest miejscem do wyrażania opinii, które mogą kogoś irytować, złościć czy ranić. Niestety takie beztroskie opiniowanie pociąga za sobą łańcuszek.
    O Małpach będę pamiętać w sklepie ;)) dokładnie tak się czuję jak „gaszę pożar” w miejscu publicznym. A przecież sklep się nie zapali.

  • Odpowiedz 19 grudnia, 2019

    Maggie

    Super spostrzeżenia! Tak a propos „jak wcześniej wyszła z pracy mogła odebrać dziecko z przedszkola”…czasem bierzemy z mężem wolne z pracy, by iść na randkę, gdy młode przebywa w przedszkolu. Gorąco polecam. Nie czuję się jak grzesznica, gdy idziemy wtedy do kina, na obiad do fajnej knajpy i poświęcamy uwagę tylko sobie. Nic nikomu do tego, nasz wybór i bardzo nam z tym dobrze:)

  • Odpowiedz 22 grudnia, 2019

    Angelika

    Przyznam się że zdarzało mi się oceniać innych rodziców. Bo przecież ja taka idealna…. Dopóki nie urodziłam drugiej córki i przekonałam się że jednak pierwsza to była anioł,młodsza na okrągło się darła,jechałam autobusem na bilans,nie miałam wyboru bo jedno auto a mąż w pracy,jakieś 40stopni,upał ta się drze,starsza zasypia na stojąco,a ja czuję że zaraz zemdleje…i ten komentarz starszej kobiety że po co do autobusu się pcha z dziećmi? Miałam ochotę powiedzieć Dla wlasnej przyjemność ku****! Bo lubię jak mi pot po tyłku leci i wszyscy się na mnie gapią jak na wyrodna matkę!.teraz za każdym razem jak widzę mamę która ewidentnie jest w trudnej sytuacji to pomogę lub chociaż uśmiechnę się miło że zrozumieniem.

  • Odpowiedz 7 stycznia, 2020

    Beata

    Dla mnie najgorsze jest porównywanie początkowo dawałam się w to wciągać jak ktoś z mojego otoczenia mówił że jakieś inne dziecko w tej sytuacji zachowało sie poprawnie a moje nie ale z czasem zaczelam sie odbijać od takich komenatrzy i wbiłam sobie do głowy aby traktować dziecko indywidualnie nie każdy w końcu stoi tak samo albo siedzi każdy nie jest inny na zewnątrz i w srodku nie ma co oceniać najważniejsze zachować spokój emocje obijaja sie na dzieciach.

  • Odpowiedz 10 stycznia, 2020

    Gertruda

    Pamietam, jak – i to byl pierwszy z w sumie 3-4 razy – corka polozyla sie na chodniku i, wyjac, nie chciala wstac. I jak mijajaca nas kobieta spojrzala mi w oczy. Ze zrozumieniem. I z krzepiacym usmiechem. Pamietam, jak mi to pomoglo, jak mnie uspokoilo, jak dalo dystans do sytuacji: To TYLKO FAZA. Minie. Inni tez tak maja.

    Przedwczoraj odbierajac synka z przedszkola spotkalam jedna mame z dwojka placzacych dzieci. Spojrzalam na nia z krzepiacym usmiechem. Ze zrozumieniem. Powiedzialam, ze pamietam, jak to bylo z dwojka. Zazartowalam z jej starszym dzieckiem i pomoglam zalozyc mu kurtke, bo mama byla zajeta bobasem. Jakos sie wszystko uspokoilo. Mam nadzieje, ze ona tez pomyslala z ulga: to tylko faza. Minie. Inni tez tak maja.

  • Odpowiedz 20 stycznia, 2020

    Kaśkaa98

    Nie powinno się oceniać innych. Nie jesteśmy w ich sytuacji, nie znamy ich historii i nie mamy prawa oceniać. Ja zawsze staram się wyrozumiale patrzeć na dzieci i ich rodziców. Gdy jakaś matka patrzy na mnie przerażonym i przepraszającym wzrokiem bo jej dziecko płacze w wózku w kolejce do kasy to uśmiecham się i mówię, ze rozumiem 😀

Leave a Reply