Bycie matką jest trudniejsze niż bycie ojcem.

Jak już wiecie nie przepadam za bawieniem się z moimi dziećmi (klik), a jednak zazdroszczę Wirgiliuszowi tego, że kiedy on się z nimi bawi, to bawi się totalnie. Jest w tym cały i jest wtedy li tylko dla maluchów.

Kiedy ja się z nimi bawię – nawet jeśli jest to akurat jedna z tych zabaw, które nie powodują u mnie szczękościsku i/lub narkolepsji to często i tak myślami (i czynami) błądzę gdzie indziej. Tu niby się bawię, ale też myślę o tym, że jeszcze trzeba skończyć obiad i czemu podłoga znowu cała ubabrana okruchami, przecież jasny gwint ledwo co odkurzyłam, a w ogóle to przepraszam was na chwilę, ale ziemniaki kipią i muszę biec, zaraz wrócę. Wracam, bawię się 3 minuty, a potem znów przepraszam bardzo, ja naprawdę przepraszam, jest mi strasznie głupio, ale znowu muszę iść, bo pranie się skończyło robić i wiem, że jeśli nie powieszę go teraz póki o nim pamiętam to będzie przez 2 dni kisiło się w pralce, po czym puszczę je ponownie i szlag trafi nie tylko ekologię, ale też rodzinny budżet.

Innymi słowy nie zawsze potrafię tak jak Wirgiliusz zatracić się w beztroskim i pełnym radości spędzaniu czasu z dziećmi, bo z tyłu głowy kołaczą mi irytujące myśli typu ja-nie-mogę-ile-ja-mam-jeszcze-do-zrobienia i to kołaczą mimo tego że to perfekcyjnej pani domu mi daleko (klik) i nie mam ambicji by mój dom wyglądał jak muzeum. Wszystko to generuje coś na kształt wyrzutów sumienia i frustracji, bo przecież właśnie powinnam spędzać wartościowy czas z dziećmi, a ja kretynka z praniem wyjeżdżam.

Do tej pory sądziłam, że mam tak tylko ja i jeszcze może ze dwie inne niewiasty na świecie, bo cała reszta ludzkości nie może być przecież aż tak nieudolna, niemniej na podstawie lektury opublikowanego niedawno badania śmiem przypuszczać, że jest nas więcej.

W badaniu tym analizowano zadania rodzicielskie, poświęcony na nie czas i samopoczucie podczas ich wykonywania u ponad 12000 rodziców i wykazano, że: „w trakcie spędzania czasu z dziećmi matki są mniej szczęśliwe, bardziej zestresowane i bardziej znużone niż ojcowie”.

Czemu?

Hipotez jest kilka. Po pierwsze z badań jasno wynika, że podczas gdy ojcowie spędzają z dziećmi więcej czasu na zabawie i aktywnościach rekreacyjnych, matki spędzają czas przede wszystkim na podstawowych obowiązkach związanych z opieką nad dziećmi, czyli praniu, gotowaniu, sprzątaniu i wycieraniu glutów. Mówiąc dosadniej – ojcowie zgarniają tę część obowiązków rodzicielskich, która daje najwięcej frajdy, za to matki wcielają się w rolę domowego kopciucha i popychadła.

Po drugie z dzienników wynika, że matki częściej są z dziećmi same, podczas gdy ojcowie częściej opiekują się latoroślami w obecności innych dorosłych osób (głównie matek), które w razie czego zapewnią pomoc i wsparcie.

Po trzecie zarówno sen, jak i czas wolny matek są częściej zakłócane i przerywane przez dzieci. Czyli kiedy tata śpi to śpi, kiedy czyta książkę to czyta książkę, a kiedy idzie do toalety albo się wykąpać to idzie tam bez asysty dziatwy, dzięki czemu może zamienić wychodek w świątynię dumania. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie, ale jednak częściej niż mama ma tę niczym niezakłóconą chwilę dla siebie. Mama tymczasem – budzi się na każdy jęk dziecięcia, czytanie książki przerywa jej „mamo chce piciu” i „mamo, a on mi…”, a tam gdzie król piechotą chodzi nasza nieszczęśnica musi odpowiadać na egzystencjalne pytania dręczące nie ją samą, a jej dzieci. O mamach które „nie pracują” i są w domu z dziećmi w ogóle nie wspomnę, bo one nigdy nie mają czasu wolnego, za to zawsze są w pracy.

Wszystko to prowadzi do tego, że uniwersyteckie doniesienie prasowe na temat wyników tego badania ma histeryczny acz wymowny tytuł „same obowiązki i zero frajdy – matki są mniej szczęśliwe niż ojcowie”.

Czemu o tym piszę? Wbrew wściekłości palącej teraz policzki czytających nas ojców – wcale nie po to by was wkurzyć i pokazać, że wszyscy jesteście beznadziejni. Nie. Wręcz przeciwnie – ja uważam, że kobiety powinny się od was uczyć.

Bo wiecie ja nie mam syndromu perfekcyjnej pani domu, ani perfekcyjnej matki, wręcz przeciwnie wydaje mi się, że poprzeczkę stawiam sobie na całkiem realnym do osiągnięcia poziomie i generalnie jestem wyluzowana, a jednak łapię się na tym, że nie zawsze potrafię się w pełni oddać wypoczynkowi albo spędzaniu czasu z dziećmi bez myślenia o tym co jeszcze muszę zrobić by wszyscy byli szczęśliwi. Tymczasem na poziom szczęśliwości moich dzieci nie ma przecież wpływu to czy na obiad zaserwuję im blanszowanego kabaczka faszerowanego cielęciną pod buraczaną pierzynką czy makaron z masłem. Natomiast cieszące się papy gdy tata bawi się z nimi nie przerywając zabawy na blanszowanie kabaczka sugerują, że to już ma dla nich znaczenie.

Być może panom ta beztroska przychodzi łatwiej ze względu na to, że (jak piszą autorzy przytaczanej pracy) istnieje wiele modeli dobrego ojcostwa, przez co ojcowie mogą być mniej podatni na spinanie się w swojej roli, łatwiej im też spełnić oczekiwania społeczeństwa, a wszystko to sprawia, że zostaje im więcej miejsca na czerpanie radości z rodzicielstwa. Tymczasem model dobrej matki jest jeden – matka się powinna poświęcać, być zawsze dostępna i mocno zaangażowana – przez co macierzyństwo staje się dla niej stresujące i frustrujące.

Tak jak Ann Meier, jedna z autorek tego badania, wierzę jednak, że dzięki poznaniu wyników takich badań jak to „wielu ojców uświadomi sobie, że ich partnerki będą szczęśliwsze jeżeli oddadzą im trochę czasu na beztroską zabawę z dziećmi samemu biorąc na barki więcej tych przyziemnych obowiązków rodzicielskich”. Wiem, że to niby truizm aż zęby bolą, ale wiem też, że dostaję od was dużo maili i wiadomości z których wynika, że choć w teorii wszyscy to wiedzą, to z praktyką bywa różnie (a tak między nami – planowanie zakupów i posiłków na kolejny dzień to też obowiązki związane z dziećmi).

Postarajmy się więc nieco efektywniej przekuwać teorię na praktykę, bo o tym, że beztroska radość z rodzicielstwie jest ważna mówiła nawet słynna dr Jane Goodall – wybitna prymatolożka, fenomenalna badaczka, która dokonała kilku przełomowych odkryć i, a jakże, matka:

Najważniejszą rzeczą jakiej nauczyłam się podczas obserwowania szympansic i ich interakcji z dziećmi jest to, że rodzicielstwo powinno być przede wszystkim świetną zabawą.

Może Cię także zainteresować:

 

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

27 komentarzy

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    PodkarpackaMama

    Myślę, Panowie są po prostu bardziej stęsknieni za dziećmi, bo na ogół spędzają więcej czasu poza domem. Tzn wraca taki tatuś z pracy i chętnie się bawi w batmana czy innego konika, bo się stęsknił za potomstwem i za domem, podczas gdy mama, która spędza z dziećmi większość dnia zdecydowanie nie jest za nimi stęskniona, a raczej czeka aż ktoś je na chwilę „przejmie”, bo sama już była batmanem/konikiem sto pięćdziesiąt razy i nie ma ochoty na sto pięćdziesiąty pierwszy :p Ja sama bawię się z synkiem najchętniej wtedy kiedy nie ma mnie cały dzień i choć po powrocie padam na twarz to i tak znajdę cudem siłę żeby trochę się poturlać po dywanie, nawet jeśli pranie czeka 😉

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Ewa

    Boże jakie to prawdziwe. Czytam o sobie, o nas. Cała prawda. Dziękuje za to. Myślałam ze tylko ja mam taki syndrom „beznadziejnej” Matki

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Podwója mama ;)

    Moim zdaniem wynika to tylko z jednego, kobiety są wielozadaniowe, a mężczyźni nie. Dlatego jak kobiety robią jedną rzecz przy okazji robią kilka innych, a o kilku następnych już myślą. Mężczyźni jak robią jedną rzecz to tylko jedną na raz i tylko o tej rzeczy myślą. Tak działają chyba nasze mózgi i nieważne czy jest to zabawa z dziećmi, czy jazda samochodem tak po prostu jest.

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Weronika

    Czytam i myślę, po co Alicja siedzi i szuka badań, ma przecież nas. 😉 Założę się, że pod artykułem będzie mnóstwo mam, które będą szczęśliwe, że artykuł znów o nich!
    I to prawda, my niby wiemy, ale nie potrafimy wyłączyć tego myślenia i co raz „przepraszam, zaraz wrócę, tylko zamieszam zupę „. 😉
    Mnie to strasznie we mnie wkurza, że musze tak uciekać. Choć też nie lubię zbytnio bawić się z małą. ;P
    A od ojca uczę się nadal (już ponad trzy lata ten kurs trwa), aby nie biec za każdym stęknieciem, grymasem czy tupnięciem. Ciężko, ale tak naprawdę robi się łatwiej. Czy to ma sens? 🙂
    Pozdrawiam 🙂

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Kaska

    Ooo rany 100%%%Ja. Nic dodać nic ująć. Jeszcze dodam że faceci mają inaczej zbudowany rok myślenia i w danym momencie myślę tylko o jednej rzeczy a kobiety o pięciu.

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Kaska

    Ooo przepraszam za błędy mam słownik włączony . Miało być tok myślenia i w danym momencie myślą tylko o jednej rzeczy. Wybaczcie

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    M

    Uważam, że natury nie oszukasz i wielu lat ewolucji też nie, dlatego nawet jak ojciec wyręczy matkę w blanszowaniu kabaczka, ta i tak będzie gdzieś tam myślami uciekała do innego prania. Dużo wody w Wiśle musiałoby upłynąć, żeby się samica nauczyła bez wyrzutów sumienia skupić tylko na zabawie i przyjemnościach.

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Mateusz

    Może trochę w tym prawdy co się mówi że faceci to takie wieczne dzieci i być może też jest to powód że potrafią beztrosko oddać się zabwie z pociechą.

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    Mateusz

    Pozwole sobie nie zgodzić się z Panią Kaśką powyrzej. To nie jest tak że my myślimy jedno torowo. Potrafimy poprostu odłączyć te wątki które sa w danej chwili zbędnę.

  • Odpowiedz 13 października, 2016

    ania

    Uśmiałam się niesamowicie. Tą wzmożoną opiekę ojca nad dzieckiem w towarzystwie osób trzecich, traktowałam zawsze jako popisywanie się przed innymi. Zabawa ojca z dzieckiem, to fakt jest na całego. Dziecko śmieje się w głos na widok, nawet śpiącego taty..na mój się uśmiecha. A co do kobiety pracującej w domu. Pranie i wszystkie czynności z nim związane, to przecież nic takiego. Lista zakupów, planowanie posiłków, sprzątanie, gotowanie, prasowanie, opieka nad dzieckiem, to przecież nic takiego.. Mężczyzna chodzi ciężko pracować przy biurku. To jest męczące na tyle, że z dzieckiem można się tylko bawić albo kłaść na drzemkę. I dlaczego dopiero teraz wychodzicie na spacer?!

  • Odpowiedz 14 października, 2016

    basiaho

    Och jak bardzo prawda! Ja po roku macierzyńskiego (który chcąc nie chcąc wymusza podział ról) pełno genderowych rozkmin w tym stylu, cieszę się że badania to potwierdzają 🙂 tylko nie wiem czy można coś na to poradzić, „nie przejmować się” jest trudno kiedy jak ja nie założę dziecku czapki albo nie chce mi się sprzątać po dziecku 100x/dobę (te wspomniane okruchy! Kto mi uwierzy, ze 5min temu zamiatałam ?) to jestem „złą matką”, a mój mąż 5min poprzytula dziecko i juz jest „fantastycznym ojcem” :/
    Oczekiwania społeczne to nie cos co można tak o wyciągnąć ze swojej głowy – ale na pewno trzeba próbować 🙂
    Pozdrawiam (kocham was!)

    • Odpowiedz 14 października, 2016

      M

      Mój partner bardzo pomaga w opiece nad dzieckiem, gotuje częściej niż ja (on ma catering dietetyczny- wymyśliłam to, żeby mieć z głowy jego wyżywienie), robi zakupy, a w weekend potrafi zaraz po śniadaniu zapakować maleństwo do samochodu i na cały dzień zabrać do żubrów, na kulki itd. W ciągu tygodnia nie ma szans na to, żebym tak spędzała czas. Pełnia szczęścia i zabawy tylko z tatą. I niech mu ktoś powie, że nie wie co to jest cały dzień z małym dzieckiem. Ja w tym czasie co? Sprzątam! Bo akurat mam czas i nikt mi nie przeszkadza i nie bałagani 😉

  • Odpowiedz 14 października, 2016

    Malwa

    To wszystko ich wina, bo gdy idzie do pracy i w końcu wraca zdarza mu się powiedzieć: a co tu taki bałagan, no ja byłem w PRACY, ale ty chyba w domu? I na przykład mnie trafia szlag, bo jak to, cały dzień zaiwaniam i mam poogarniane z grubsza wszystkie obszary a tu takie docenienie? Więc następnego dnia zaiwaniam jeszcze bardziej, i cholera, efekt wieczorem często jest podobny. W ciągu dnia zamiast na zabawie skupiam się na utrzymaniu wszystkich przy życiu, w dobrym zdrowiu, najedzonych i zadbanych, i jeszcze utrzymaniu porządku w domu, obiedzie i innych duperelach, które duperelami są tylko z nazwy, by wieczorem nie wyglądało jak po najeździe bandziorów. Raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale nerwy wciąż tak samo zszargane. Więc przyznaję, rola matki jest bardziej męcząca niż ojca.

    A potem przychodzi wolny dzień, zrywam się ze smyczy i proszę cię bardzo, kochanie, pokaż na co cię stać. On z poświęceniem cały dzień sprząta, w domu błyszczy aż do wieczora. Z dumą mówi: widzisz, co ty tam wiesz o sprzątaniu. Niewinne pytanie: a dzieci obiad jadły? Nie, kanapki, bez przesady, na obiad nie starczyło czasu. I on nie ma wyrzutów sumienia, mówi to lekko, i wcale nie bije się w piersi, że coś mu nie wyszło! I wcale się nie zastanawia czy jest dobrym, złym, czy średnim ojcem, bo jakiś głupi obiad o tym nie świadczy, on wie, że jest, a że dziś mu wszystko co miał w planie nie wyszło, cóż zdarza się.

    Albo wersja druga (bo to zależy co chce tym razem udowodnić): Zobacz jaki obiad, dwudaniowy, i na dodatek jest kompot! Dojście do kuchni wymaga co prawda wysiłku, gdyż zabawki się walają wszędzie, o okruchach i rozlanym piciu nie wspominając („o boże, mamy dzieci, no rozlało się koło południa, ale nie miałem czasu bo ziemniaki obierałem” 😉 ). Więc pytam grzecznie: cały dzień w domu i nie posprzątane? Na co słyszę lekką irytację (ale spowodowaną raczej moim brakiem zrozumienia): dziecko mnie potrzebowało, miało dziś gorszy dzień…. I znów – nie tłumaczy się, że był zajęty szykowaniem tego dwudaniowego obiadu, bierze to sobie na klatę lekko, i nie ma ani jednego siwego włosa przez toto.I jeszcze dziecku poświęcił 99% swojej uwagi. Zdaje się, że w związku z tym tacierzyństwo jest dla niego bardziej radosne, i mniej stresujące.

    Tak, biologia i wielozadaniowość nas załatwiają 😉

  • Odpowiedz 14 października, 2016

    Nati

    Super tekst! U nas tez, tata wraca z pracy i sa kwiki i krzyki radosci. Potem crazy zabawa i smiech. I bardzo mu zazdroszcze tego czasu, bo ja faktycznie nie potrafie. Ale za to jak sie dziecko uderzy albo przestraszy, to juz tylko Mama! Mama! i mamie sie od razu lepiej robi.

  • Odpowiedz 14 października, 2016

    BTI

    Ja sobie ustaliłam sama ze sobą: nie dam rady wszystkiego. Ustaliłam, co jest priorytetem, i ustalam to na bieżąco. Wyszło słońce? Lecę z małą na dwór. Miałam sprzątać. F…ck. Nie teraz. Trudno. To w temacie „ogarniania wszystkiego naraz”.
    Druga sprawa: nie wiem, jak u was, ale naukowcy mówią, że dla małego dziecka to matka jest całym światem i jest ODPOWIEDZIALNA za cały świat. Czujecie to? Kończę. Małe wstało. Teraz ona jest priorytetem 😉

  • Odpowiedz 14 października, 2016

    Angela

    Ja też tak miałam. Aż w końcu ustalilam sobie co jest wazniejsze-sprzątanie i perfekcyjny dom czy dziecko szczęśliwe no i wyszło bez zastanowienia ze dziecko. Nie mówię już ze zamiast sprzątać bawię się z córką tylko że zamiast bawić się z córką to sprzątam. I mam gdzieś że pranie samo się do pralki pakuje i prosi o wypranie,obiad nie gotowy i ogólnie walnąć tylko bombę tak bajzel ale to zdarze zrobić a czasu z córką nikt mi nie odda. A tak w ogóle to najlepiej bawić się w sprzątanie 🙂 moja dwulatka jest moja osobista asystentka do wieszania prania. Podaje mi z miski mokre i kramelki i dumna jest strasznie z tego że tak pomaga

  • Odpowiedz 14 października, 2016

    Kasia

    Ja z własnego dzieciństwa pamiętam właśnie tylko tatę bawiącego się z nami lub opowiadającego bajki na dobranoc. Pomimo tego, że mama nie pracowała zawodowo. Mama była z nami cały dzień, tata wracał późno i w zasadzie tylko w weekend miał czas. A ja i tak pamiętam tylko jego.

  • Odpowiedz 15 października, 2016

    Ola

    A ja uwielbiam bawić się ze swoim dzieckiem i szalejemy na całego! Jak trzeba to też razem posprzątamy, ugotujemy i poprasujemy. Nie wyobrażam sobie inaczej… Po prostu przychodzę z pracy i się bawię, istnieje tylko ona i nasza zabawa 🙂 Każdy ma swoje priorytety… A wielozadaniowość mnie ratuje 🙂 Moje dziecię ma 3 lata

  • Odpowiedz 15 października, 2016

    matka

    O rany… ale dobry tekst! Sama prawda – i w komentarzach też 🙂 Jak to dobrze wiedzieć, że „nie tylko ja tak mam” 🙂

  • Odpowiedz 17 października, 2016

    Kasia

    Niestety znam to. A nawet jak już odpuszczę myślenie o tych wszystkich nie cierpiących zwłoki sprawach, to i tak zamiast po prostu się powygłupiać ja wymyślam jakieś zabawy edukacyjne i a to próbuję małą nauczyć kolorów, a to liczyć 😉

  • Odpowiedz 19 października, 2016

    Ali

    Oj no bo facet może skupić się na zabawie, bo nie pomyśli zawczasu, że pranie trzeba wstawić, tylko dopiero jak już nie będzie miał ani jednej czystej skarpetki – takie życie chwilą 😉

  • Odpowiedz 23 października, 2016

    nu

    Mam tak samo! … do pewnego momentu. Otoz – niecierpie sie bawic i tez w trakcie mysle o innych rzeczach i przerywam tysiac razy ale… staram sie czasem znalezc chwile kiedy staram sie oddac zabawie „na calego”. Nie trwa to dlugo ale staram sie jak najczesciej w mysl zasady – nie ilosc a jakosc tego wspolnego czasu jest wazna. Problem pojawia sie gdy moj syn – 4 l. tak wkreci sie w zwykle nowa zabawe ze potem codziennie chce powtarzac… czasem sa to zabawy ktorych wprost niecierpie – ale mam „dzien” i ok bawimy sie jezdzeniem autkami po ulicach na dywanie, budujemy cala historie, to kasztany zasypuja ulicem w ruch ida kopary i spychaczem, potem pozar (straz) gdzies tam atakuje dinozaur i trzeba go poskromic a pozniej jesy zabawa urodzinowa i wszyscy wymyslaja prezent dla solenizanta po czym w trakcie wyprawy ktos sie gubi i trzeba go znalez itd itp (inspiracja sa fragmenty bajek ktore docieraja do mnie gdy dziecko oglada a ja np w kuchni cos robie) To kosztuje mnie duzo wysilku intelektualnego i psychicznego 😉 Ok poten dziecko przeszczesliwe, ja z poczuciem fajnie spedzonego czasu… tylko ze nie codziennie tak moge a syn chcialby teraz co wieczor powtarzac zabawe, ze mna bo mąz nawet gdy die postara to jednak inaczej poprowadzi zabawe.

  • Odpowiedz 23 października, 2016

    nu

    i jeszcze cd – taka sytuacja doprawadza do tego ze mi sie nie chce juz tak wysilac bo potem to obraca sie przeciwko mnie bo dziecko co rusz wola mnie do zabawy. I u nas to niestety ja jestem osobą ktora wynajduje ciekawe miejsca gdzie mozna wyjsc, wychodzi z dzieckiem codziennie byle by wyszlo (po pracy to juz 17) bo w przedszkolu gora pol h na dworze, a po przedszkolu u babci – ale babcia mimo ze dobra to z tych lubiacych siedziec w domu :/ Maz czasem cos wymysli, a dziecko nie przyzwyczajone mimo ze ma 4 lata, ze z tata sam wychodzi i wtedy chce zebym dolaczyla do nichn a ja marze a chwili dla siebie (spedzamy tez fajnie czas w trojke ale chodzi mi o ten czas gdy ja jestem z dzieckien a maz ma czas dla siebie i sytuacje gdy on sam z dzieckiem wychodza a ja mam czas dla siebie – 10 do 1 … Teraz jest ciraz lepiej ale to znow ja musze kombinowac i szukac im czasu dla nich – kupic bikety do kina i powiedziec mezowi ze moge ja isc z dzieckiem ale moze i on isc… wtedy idzie. Maz nie potrafi wymyslac takich rzeczy, w zabawie w domu tez nue przejawia inicjatywy, jest fajnym tata, czesto sie bawia ale poprzedzone jestvto moimi prosbami do dziecka zeby pozwolil tacie sie bawic z nim a mi dali chwile – nie nie dla siebie ale na inne obowiazki… ps mąż naszczescie sie uczy – zaczeli chodzic razem, sami na zawody żużlowe (w sezonie, pierwszy taki za nimi) to ich czas 🙂 marze tylko zeby czesciej cos sam z siebie wymyslil i zaproponowal.

  • Odpowiedz 25 października, 2016

    Mamadwóchsynków

    Alicja, jesteś wspaniała! A już myślałam, że to tylko ze mną coś nie tak z tym myśleniem o tysiącu spraw na raz i przerywaniem zabawy co chwile, a tu prosze – jednak nie ja jedna! I faktycznie – to ja jestem tą odpowiedzialną za dom i dzieci od a do z i przez to też tą zestresowaną. Tatuś zbiera śmietankę. Ech… życie…

  • Odpowiedz 20 listopada, 2016

    Andżelika

    He he to ja mam jednak inaczej 😉 Tylko jak to powiedzieć( napisać) zawsze byłam specyficzną mamą. Nie taką stereotypą nawet moje koleżanki śmieją się, że się z choinki urwałam. Na szczęście mam dwie mojego typy przyjaciółki uf nie jestem sama. A więc nigdy za bardzo nie przejmowałam się, że nie sprzątane przed powrotem mojego męża. Co z tego, że nie będzie czysto na tip top chyba zdaje sobie mąż sprawę, że mieszkamy z dziećmi. Wiadomo, że nie bez przerwy człowiek się bawi. Jednak te porównanie jest dziwne jak facet bawi się a żona sprzątnęła, zrobiła obiad to niby co innego ma do roboty? Mój mąż przez 4 miesiące był z dziećmi ja pracowałam niby do 15 tylko. Jednak rano musiał wstać dzieci do przedszkola/ szkoły wracał sprzątał gotował. Po tej trafił się okres wakacji. To musiał i śniadanie i sprzątnąć czy się pobawić z dziewczynami czy iść na plac. I na palu jednej ręki mogłabym wyliczyć ile razy wróciłam do domu czy był bałagan. Nie porównywałabym zabawy taty z dzieckiem, który wraca nic po za tym nie musi robić bo nie ma co. Ja wracając z pracy pierwsze co szłam bawić się z dziewczynami i nic inne mnie nie interesowało. Tak samo było kiedy nie pracowałam. Kiedy napisaliśmy to był czas na malowanie, kiedy układaliśmy wieżę z klocków to był czas na to, itd. Pranie z kosza na pranie nie ucieknie, kurz też obiad można zrobić wspólnie z dziećmi też fajna zabawa. Czasami warto kobietki wyluzować ja bym zwariowała przejmując się takim sprawami.

  • Odpowiedz 3 maja, 2017

    Ann

    Ufff…czyli nie tylko ja tak mam…masa kobiet. Przykre to, ale prawdziwe. I daje ten post do myslenia – czy moge cos u siebie zrobic, zorganizowac, zeby bylo inaczej…?

  • Odpowiedz 3 lutego, 2018

    Angela

    Jeśli facet wraca do domu i w domu jest wszystko zrobione to niby czym ma być innym rozproszony ? Dla porównania dam przykład przez okres około 4 miesięcy mąż musiał być sprzątaczką, kucharką, nianią itd. Zabawa z dziećmi była na raty tam trzeba było obiadu dopilnować, tu po śniadaniu sprzątnąć, itd. Gdyby mamy także miały możliwość wrócić do domu gdzie wszystko jest zrobione. To także nie musiałyby zawracać sobie umysłu nie potrzebnymi sprawami na ten moment.

Leave a Reply