Nie wychowuję syna na mężczyznę. Czy syna traktuje się inaczej niż córkę?

Bądź mężczyzną – to tylko pies!” usłyszał na placu zabaw malutki chłopiec, który na widok zwierza schował się za mamę. Pierworodna też boi się psów. Nigdy nie usłyszała od nas „daj spokój bądź kobietą”.

Tak się składa, że mamy też małego synka. Zastanawiam się co zrobimy jeśli okaże się, że boi się psów, muchy, burzy? Dziwne mam dylematy, prawda? Niemniej kiedy na USG okazało się, że Drugorodny to chłopiec przez myśl przemknęło mi paniczne „jak u licha wychowuje się chłopca”. Takie bowiem mamy kulturowe przeświadczenie, że inaczej.

Ba! Kiedy wpiszecie w Google frazę „jak wychować chłopca” autouzupełnianie od razu sugeruje „na mężczyznę”. Co ciekawe kiedy googlujecie „jak wychować dziewczynkę” nikt już nie proponuje dodatku „na kobietę”. Wszystko zatem wskazuje, że kwestia tego co zrobić by syn wyrósł na mężczyznę spędza matkom sen z powiek.

Bądź mężczyzną!
Smutki, strachy, złości i inne negatywne emocje dzieciaków są często bagatelizowane (to nie jest powód do płaczu/złości), ośmieszane (taki duży chłopiec a płacze), a nawet karane (jak nie przestaniesz płakać to nie dostaniesz deseru). Jednak broń, która w mniemaniu rodziców ma zbudować w dziecku odwagę i nauczyć „grzeczności” to broń obosieczna. W badaniach wykazano, że karanie 33-miesięcznych dzieci za to, że płaczą, boją się lub zwyczajnie są złe skutkowało tym, że 6 miesięcy później dzieci te wykazywały większy poziom lęków i były bardziej zamknięte w sobie [1].

To oczywiste bo wyśmiewając lub karając dziecko np. za to, że boi się ciemności nie tylko podtrzymujemy jego irracjonalny strach, ale też sprawiamy, że maluch zaczyna się… bać przyznać do tego, że się boi. Trochę mniej oczywiste jest to, że w badaniu tym wykazano, że karanie za frustracje i negatywne emocje odciska dużo większe piętno na chłopcach niż na dziewczynkach.

Czemu?

Może dlatego, że chłopcy trudniej radzą sobie ze swoimi emocjami i potrzebują większej pomocy ze strony rodziców z uporaniem się z nimi.

A może także dlatego, że chcąc wychować chłopca na mężczyznę od małego odbieramy mu prawo do uzewnętrznia emocji i lęków i tym samym częściej za nie karamy. Jestem pewna, że gdyby mama z placu zabaw miała córkę to jej lęk przed czworonogami uznałaby za pocieszną anegdotę, a nie powód do wstydu.

Mit maminsynka
Wciąż pokutuje bowiem przekonanie, że w imię synowskiej męskości matki powinny trzymać synów na dystans. Emocjonalny i fizyczny. Tymczasem ciepła, mocna relacja mama-syn jest bardzo ważna. Kilkuletni „maminsynek”, który w ramionach mamy szuka pocieszenia i ochrony nie wyrośnie na ciapowatego nieszczęśnika, tylko na silną indywidualność. Badanie przeprowadzone na dużej grupie chłopców pokazało, że Ci którzy mieli bliską i ciepłą relację z matką nie tylko nie definiowali swojej męskości w sposób stereotypowy – co zresztą ułatwiało im przetrwanie w nastoletniej grupie rówieśniczej, ale także wykazywali mniejszy poziom lęku i mieli… lepsze oceny [2]. Z kolei im trudniejszy związek emocjonalny między matką a synem w pierwszych latach życia tym więcej problemów behawioralnych i agresji w późniejszym dzieciństwie [3]. Przykładów jest więcej, ale czy naprawdę trzeba dowodów naukowych na to, że bliskość emocjonalna i fizyczna matek nie zrobi chłopcom krzywdy? Nikt przecież nie obawia się, że silna więź ojca z córką zrobi z tej ostatniej „twardego babochłopa”, wręcz przeciwnie – córeczka tatusia ujmuje wszystkich za serce. Dlaczego więc silna wieź matka-syn jest postrzegana jako coś dziwnego, niszczącego i feminizującego chłopca?

Kobiety są z Wenus, Mężczyźni z Marsa, a dzieci są dziećmi
Może dlatego, że uważamy, że mózgi nowonarodznych chłopców i dziewczynek drastycznie się różnią? Na podstawie aktualnej wiedzy możemy przypuszczać, ze owszem różnią się, ale nie aż tak mocno jak wszystkim się wydaje. Dlatego na mojego syna patrzę tak jak na moją córkę – jak na małego człowieka, który dopiero poznaje świat i ma prawo bać się psów i hałasu. Ma prawo płakać kiedy go coś zaboli i złościć się kiedy coś go wkurzy.

Nie chcę go wychowywać na mężczyznę.

Chcę go wychować na szczęśliwego, dobrego człowieka. Zadbać o to by lubił siebie. O płeć się nie martwię. Ona zadba o siebie sama. Płeć jest tak fundamentalną częścią jestestwa Drugorodnego, że zapuka do naszych drzwi kiedy będzie dojrzewał nomen omen płciowo i dam sobie rękę uciąć, że wtedy ani ja ani mama z placu zabaw nie będziemy chciały jej wpuścić.

Nie wychowuję syna na mężczyznę. Nie muszę.

On urodził się mężczyzną.

Wpis inspirowany mamą, która trafiła do nas po wpisaniu w wyszukiwarkę „jak samotna mama ma wychować syna na mężczyznę” pewnie skierowało ją TU. Zdjęcie główne – niezawodna Fotosister.

Może Cię także zainteresować:
1. Dlaczego masz ochotę zjeść swoje dziecko?
2. Czy warto uczyć dzielenia się zabawkami?
3. Windows nie był pierwszy. Błędy w systemie operacyjnym małych dzieci.

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

64 komentarze

  • Odpowiedz 21 października, 2014

    Natka

    Kocham Was, Dziewczyny, za te mądre, pisane przepiękną, poprawną polszczyzną wpisy! Pozdrawiam – mama 3-miesięcznego Ignasia, który właśnie słodko westchnął przez sen… 🙂

    • Odpowiedz 21 października, 2014

      Alicja

      Pozdrawiamy Ignasia co śliczne imię ma!

  • Odpowiedz 21 października, 2014

    Niciutka

    Mam bardzo podobne odczucia w tym temacie, między innymi dlatego, że mój synek jest dosyć płaczliwym i wrażliwym chłopcem. Będąc w towarzystwie, niejednokrotnie zdarza mi się usłyszeć, jak ciocie/babcie/wujkowie/etc mówią mu, żeby nie zachowywał się jak dziewczynka, lub wręcz żeby zachowywał się jak facet. Ewentualnie, że duzi chłopcy nie płaczą… Bullshit! :/

    • Odpowiedz 21 października, 2014

      Alicja

      Ano i wydawałoby się, że to taki głupi stereotyp a i tak funkcjonuje w świecie!

  • Odpowiedz 21 października, 2014

    piwnooka

    Trzy razy już kasowałam komentarz, bo coś myśli nie mogę zebrać. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to: A. Zgadzam się z Tobą. B. Jak zwykle, dopracowany i ciekawy tekst. C. Jestem głodna! Pozdrawiam :))

    • Odpowiedz 21 października, 2014

      Alicja

      Piwnooka też jestem głodna. Bardzo. I zmęczona. Od godziny siedzę i myślę czy mam siłę żeby zrobić sobie coś do jedzenia czy wolę posiedzieć 😀

      • Odpowiedz 23 października, 2014

        Natka

        Oooo, to nie tylko ja tak mam? Pocieszające 🙂

  • Odpowiedz 21 października, 2014

    Naiya

    Fantastyczny wpis z fantastyczną puentą.

    Mama dwójki wspaniałych małych chłopców.

  • Odpowiedz 22 października, 2014

    Monika

    Jak zwykle artykuł super 😉
    Mój syn boi się psów, jak i obcych ludzi. Często płacze bez powodu bo np coś mu nie wyszło. Staram się go wtedy pocieszyć i tłumaczyć że nie ma się co bać , że nic się nia stało, jak chce to mu pomogę itp.
    Chcę aby syn umiał okazywać swoje uczucia i się tego nie wstydził.
    Ale szlag mnie trafia jak właśnie babki, ciotki i inne tego typu stworzenia mówią „fe taki duży i płacze”, „chłopcy nie płaczą” , „ale beksa z ciebie” , „czego ty się boisz to tylko pies”. Mam ochotę rozstrzelać , szkoda że wzrok nie może zabić 😀

  • Odpowiedz 22 października, 2014

    joanna

    Mam wrażenie, że jeśli chodzi o wychowywanie dziewczynek też mamy skłonności do wychowywania je ‚ na dziewczynkę”. Ile to razy da się słyszeć: dziewczynki się tak nie zachowują ( czyli nie broją), dziewczynka a taka rozbrykana, będzie dziewczynka to będzie spokojniejsza, to takie nie dziewczęce itp. Osobiście mam na stanie bardzo żywiołową córkę i notorycznie się spotykam z takimi komentarzami.

    Dlatego dopisałabym: nie wychowuję córki na kobietę. Nie muszę.Ona urodziła się kobietą:)

    • Odpowiedz 22 października, 2014

      Alicja

      Joanno oczywiście masz rację! Ale o tym chciałam w osobnym wpisie :))

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    Anonim

    Mam 2 synów i 2 córki, starszy jest bardziej delikatny może dlatego że wychowywał się ze starszymi siostrami, boi się muchy ale nie mówię do niego bądź facetem, pozwalam płakać jeżeli tego potrzebuje

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    radoSHE

    Ja zwykle znakomity tekst:) Już wtedy, gdy po raz pierwszy go przeczytałam, wiedziałam, że będzie na dzisiejszym podium:)

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    Bartłomiej Panek

    To czekam tylko drogie Panie, aż z waszych ust padnie „Prawdziwych mężczyzn już nie ma”. Czyli kogo? Same szukacie „samca Alfa”, a gdy go nie ma, gdy wasz mąż, partner czy kochanek zawiedzie, a nie daj Boże, będzie się bał pająka, to na wasze usta będzie się samo cisnęło – „Baba”. To jak to jest? Kiedy więc wychowywać jako dziecko bez płciowe, a kiedy jako chłopca/dziewczynkę? Bo przecież kolczykuje się już niemowlaki płci żeńskiej i maluje im paznokcie a przede wszystkim zakłada sukienki. To co z chłopami? Nie jestem ekspertem, mam za to dwóch synów (bliźniaki) i chciałbym ich wychować przede wszystkim na odpowiedzialnych ludzi. Chciałbym, aby się nie bali, a jeśli będą się bać (bo każdy się czasem boi), to chcę by stanęli z zagorzeniem twarzą w twarz. Jasne, chcę by byli kiedyś mężczyznami. A wiecie jak ich uczę? Gdy widzę psa bez smyczy, a jedne syn się bardzo boi, to mówię mu: „Stań za tatą, daj rękę. Tata Cię obroni. – Z tatą nic Ci się nie stanie”. A wiecie co zrobiłem gdy bał się odpływu w wannie i krzyczał gdy zaczynałem spuszczać wodę? Wszedłem z nim do wanny, kazałem stanąć z tyłu i powiedziałem, że pokaże mu, że nic się nie stanie. Stał za mną, aż cała woda spłynęła. Od tej chwili już się nie boi. A że chłopaki nie chcą spać po ciemku, to mają na noc lampkę led (2W), żeby się nie bali.
    A mnie szlag trafia, jak oczekuje się od dziecka żeby się nie bało. A mnie naprawdę szlag trafia, jak mówi się o stereotypach, że facet to świnia, że chleje wódę i nie zajmuje się dzieckiem, że zdradza. A mnie szlag trafia, jak się słyszy, że prawdziwy facet musi robić to albo tamto, bo kobieta nie musi prawda? Chcecie tego drogie Panie, chcecie żeby Wasz się tak zachowywał „chcecie samca Alfa”, bo przecież w większości to wasi mężczyźni, nieprawda? A przecież chłopcy mogą mieć brudne spodnie, ale dziewczynki nie powinny brudzić sukieneczki.
    Nie mówcie mi więc, że chłopca wychowuje się tak samo dziewczynkę, bo nikt chłopcom nie przekłuwa uszu i nie maluje paznokci, a dziewczynką sporo osób to robi! Bo przecież mężczyzna to jednak nie kobieta, i choć wszyscy chcą równości płci, to jakoś nie słyszę, że kobieta powinna otwierać drzwi facetowi. Chłopcy staną się mężczyznami, ucząc się od swoich rodziców, od taty jak i od mamy, że tata ma inne zadania niż mama w rodzinie, co nie znaczy, że nie ma sprzątać czy myć naczynia (pozdrawiam Biskupów). Chłopcy staną się mężczyznami, gdy będą szanować kobiety, bo przecież szanowali swoją matkę czy siostrę. Chłopcy staną się mężczyznami, gdy brew innym staną w obronie słabszego. Tak, moi synowie urodzili się chłopcami, jestem z nich dumny, kiedyś staną się mężczyznami, ale nie dlatego że mają siusiaka…

    P.S. Jak zrobię posta na swoim blogu na ten temat, to ktoś będzie z was chciał to czytać?

    • Odpowiedz 23 października, 2014

      Alicja

      Przyznam, że nie do końca rozumiem czy Twój komentarz to zarzut czy wręcz przeciwnie, ale tak czy siak mam wrażenie że się zgadzamy. Wszak jak nie forsuję tu wychowania bez tożsamości płciowej. Piszę jedynie, że płeć jest zdeterminowana biologicznie i w odpowiednim momencie da o sobie znać. Nie trzeba dwulatkowi mówić, że jest mężczyzną i ma się jak takowy zachowywać. Dwulatek to dziecko, które ma prawo do lęku i całej gamy emocji niezależnie od tego czy jest dziewczynką czy chłopcem.
      „Chłopcy staną się mężczyznami, gdy będą szanować kobiety, bo przecież szanowali swoją matkę czy siostrę. Chłopcy staną się mężczyznami, gdy brew innym staną w obronie słabszego.” – mogę to samo napisać o mojej córce zamieniając chłopców na dziewczynki. Chcę żeby szanowała nie tylko kobiety, ale i mężczyzn. Ludzi po prostu. Chcę by umiała stanąć w obronie słabszych. Pytanie tylko czy to czyni z niej kobietę czy fajnego człowieka?
      Otwieranie drzwi, odsuwanie krzesełka itd. to też kwestie kulturowe. Moją córkę też zamierzam nauczyć, że w drzwiach przepuszcza się starszych. To po prostu miły gest. Tak jak mówienie dzień dobry, ale nie determinuje płci moich dzieci.
      Kobiety pożądające samca alfa to dla mnie miejska legenda.
      Jakby nie było chyba się zgadzamy. Z opisu wynika, że sposób w jaki traktujesz swoich synów jest fajny – dokładnie taki jaki próbuje przekazać w artykule, a teraz wybacz, ale dzieci wzywają!

      ps. co do pytania czy ktoś by czytał – nie wiem, napisz 😉

      • Odpowiedz 23 października, 2014

        Alicja

        Dodam jeszcze, że sposób wychowania i traktowania dziecka nie ma dla mnie żadnego związku z jego wyglądem zewnętrznym vide koczyki, sukienki czy umorusane spodenki – to sposób ubrania.

        • Odpowiedz 24 października, 2014

          Bartłomiej Panek

          Akurat tu się nie zgodzę, bo malowanie paznokci i przekłuwanie uszu, to bardzo kobiece rzeczy. Jeśli piszesz, że chłopca i dziewczynkę wychowujesz tak samo, ale u dziewczynki podkreślasz jej płeć, to czemu nie robisz tego u chłopca?

          • 24 października, 2014

            Alicja

            Bo sposób w jaki traktuję dzieci – czyli ilość miłości, czułości i to jak chronię je przed światem zewnętrznym nie ma dla mnie żadnego związku ze sposobem ubierania. Dzieci ubieram normalnie – tak aby było im wygodnie i tak jak jest zgodne z moim zmysłem estetycznym, co nie znaczy, że maluję mojej córce paznokcie, przekłuwam uszy i ubieram li tylko na różowo. Jeśli chodzi o kolor to akurat w szafie moich dzieci dominują szarości bo tak mi się podoba 😉
            Nie podkreślam ubiorem tego, że moja córka jest dziewczynką, a syn chłopcem. Każde z nich wygląda na swą płeć – urodzili się z płcią i nie muszę jej podkreślać. Syn ma w spadku po siostrze różowe śpiochy (jemu naprawdę wszystko jedno w czym śpi), a córka ma pełno spodni z kolekcji męskiej Zary bo są ładniejsze niż te z hello kitty. Mają też pełno ubranek typowych dla swojej płci. Bo ubieram ich w to co mi się podoba, lubię ładnie ubranych ludzi, ale podkreślam raz jeszcze sposób ubierania dziecka nie ma dla mnie żadnego związku z tym jak je traktuje.

            Btw sposób ubrania dziecka to też kwestia kulturowa. Jeszcze przed wojną kolorem przeznaczonym dla chłopców był różowy, a dla dziewcyznek niebieski. Po wojnie na zdjęciach z dzieciństwa mojej mamy mali chłopcy paradowali w … sukienkach. Nie sądzę by to ujęło męskości naszym ojcom 😉

        • Odpowiedz 26 października, 2014

          Bartłomiej Panek

          • 26 października, 2014

            Alicja

            Bartłomieju dziękuję, ale nie bardzo wiem co on ma do tematu. Nikt wszak nie kwestionuje roli taty w wychowaniu dziecka. Milczeniem pominę nader aktualne i uznane międzynarodowo piśmiennictwo wykorzystane w przytoczonym przez Ciebie artykule.

      • Odpowiedz 24 października, 2014

        kwieto

        Myślę, że chodzi o to, że silna więź z matką owszem, jest ważna, jednak nadchodzi taki etap w życiu chłopca, kiedy tę więź należy przeciąć/osłabić. W dawnych kulturach służyły do tego rytuały inicjacyjne, mające na celu przejście chłopca od świata kobiet do świata mężczyzn.
        Niestety nie jest tak, że płeć sama w sobie wystarczy – coraz częściej młodzi mężczyźni bronią się przed wejściem do świata „męskiego”, który jawi się jako mniej atrakcyjny niż świat „kobiecy”.

        O męskim dorastaniu świetnie pisze Robert Bly w książce „Żelazny Jan”, w której omawia kolejne etapy dorastania i potrzeby z tym związane.
        Bly zwraca uwagę, że w miejscach, gdzie rytuały inicjacyjne przetrwały, matki aktywnie w nich uczestniczą, rozumiejąc wagę i potrzebę owego „przejścia”. Tymczasem w kulturach „zachodnich” matki niejednokrotnie starają się zatrzymać ten proces, bowiem przejście chłopca do świata mężczyzn wiąże się ze swego rodzaju „utratą” dziecka.
        W efekcie mężczyzna pozostaje na etapie „chłopca” dodatkowo stając się bierny, pasywny.
        Taki, który chlubi się swoją empatią czy wrażliwością, nie potrafi jednak bronić swoich granic, gdy jest to potrzebne, nie potrafi też być wytrwały w dążeniu do celu. Psycholodzy wywodzący się ze szkoły jungowskiej nazwali ten typ „puer aeternus” („niebiański chłopiec”), akcentując jego brak kontaktu z ziemią, z realną rzeczywistością. To może być „Piotruś Pan” (bon vivant, łaknący wiecznej zabawy), może też być „Mały Książę” (idealista, nie odnajdujący się w codziennej rzeczywistości).
        Bly mówi też o „mężczyźnie nowej ery”, opisując go jako takiego, który „potrafi chronić życie, ale nie potrafi dawać życia”, potrafi troskliwie opiekować się innymi, ale nie potrafi stanąć do walki w obronie swojego „terytorium”, swoich przekonań czy racji.

        Oczywiście mówienie dwulatkowi żeby „był mężczyzną” albo że „chłopcy nie płaczą” to nie jest rozsądna metoda wychowawcza. Po pierwsze jeszcze za wcześnie na separację od matki (inicjacja o której wyżej następowała zwykle w wieku 8-12 lat). Po drugie, nie chodzi o to, by mężczyzna negował lub wstydził się pewnych emocji, ale by potrafił sobie z nimi radzić (czyli np. potrafił zmierzyć się z lękiem, zamiast wstydzić się go czy udawać że się nie boi).
        Oczywiście znaczna część tego, co jest postrzegane jako „męskie”, wymaga zrewidowania.

        Nie jestem natomiast zwolennikiem „urawniłowki”, wychowywania bez uwzględnienia płci. Chłopcy i dziewczynki mają jednak nieco inne potrzeby i na różnych etapach rozwoju potrzebują nieco innego podejścia.

        • Odpowiedz 24 października, 2014

          Alicja

          Zwolennikiem wychowania bez płci nie jestem w żadnym wypadku.

          Osłabienie więzi jest dla mnie w pewnym momencie naturalnym etapem dorastania. Niezależnie od tego czy chłopca czy dziewczynki. Umiar należy zachować w każdej kwestii bo nadmiarem opieki można stłamsić tak samo dziewczynkę jak i chłopca. Po prostu w pewnym momencie należy pozwolić dziecku rozwinąć skrzydła i dorosnąć. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Niemniej moje stanowisko nadal jest takie że dotyczy to obu płci.

          Natomiast cała mataja.pl dotyczy rodzicielstwa na wczesnych etapach życia dziecka. Na etapach na których więź z rodzicami stanowi bezpieczny port z którego potem dzieciak może wypłynąć na szerokie wody.

          Przyczyną powstania wpisu były frazy jak wychować syna na mężczyznę z której mamy sporo wejść i to że karmienie piersią 1,5 rocznej dziewczynki jest jeszcze społecznie akceptowalne, natomiast karmienie piersią chłopca w tym wieku robi z niego zboczeńca (w mniemaniu całej rzeszy ludzi), podobnie jest ze wspólnym spaniem, lękami, płaczem etc. Tymczasem to tylko małe dziecko, a nie dowódca armii który ma bronić swojego terytorium. Na tym etapie od obrony jego terytorium są rodzice.

          • 24 października, 2014

            Alicja

            A obrona tego terytorium powinna nastąpić niezależnie od tego czy zostało ono naruszone przez psa, którego dziecko się boi, przez inne dziecko, panią w sklepie która gmera po policzku, czy ciotkę, która wygłasza do przedszkolaka taki duży chłopiec a płacze.

          • 24 października, 2014

            kwieto

            Zgoda, dlatego nie neguję więzi z chłopca z matką (wręcz podoba mi się stwierdzenie, że w pierwszych latach życia z perspektywy dziecka ojciec jest „miłym dodatkiem” do matki – niezależnie od tego jak bardzo angażuje się w wychowanie); nie podobają mi się też kierowane do dzieci uwagi typu „bądź mężczyzną”, „chłopcy/dziewczynki robią to czy nie robią tego” itd.

            Zwracam natomiast uwagę, że dorastanie chłopca wygląda nieco inaczej niż dorastanie dziewczynki i warto moim zdaniem to uwzględnić. (np. w przypadku chłopców najprawdopodobniej więcej trzeba będzie popracować nad radzeniem sobie z agresją, tak aby jej nie kwestionować i nie negować, ale nauczyć dziecko wyrażania jej w „bezpieczny” sposób.). Okazuje się bowiem, że nie da się być „szczęśliwym człowiekiem” nie będąc jednocześnie pozytywnie osadzonym w swojej płci (czyli „szczęśliwym mężczyzną” lub „szczęśliwą kobietą”).

            Rzecz w tym, że komunikat „nie płacz, bądź mężczyzną” chłopca wcale pozytywnie w jego płci nie osadza.

          • 24 października, 2014

            Alicja

            Zgadzamy się zatem w pełni. Rzecz w tym, że stali czytelnicy wiedzą, że piszemy o maluchach a ten post rozszedł się po sieci jak ciepłe bułeczki, a może faktycznie za mało w nim zaznaczone, że ja o maluchach piszę. Starszaków nie ruszam póki sama nie mam 😉

        • Odpowiedz 24 października, 2014

          Bartłomiej Panek

          Muszę się z Tobą zgodzić, bo mamy świat w którym to kobiety zaczynają dominować. Jakoś męskość ulega wypaczeniu, coraz więcej wymaga się od mężczyzn, co nie jest złe samo w sobie, tylko po prostu przyjmuje się nie odpowiednie wzorce postawy.

          • 26 października, 2014

            kwieto

            To, że kobiety stają się aktywniejsze, bardziej rzutkie i zdecydowane to akurat uważam za dobry trend.

            W przypadku mężczyzn mam natomiast wrażenie, że sutuacja przypomina pewną indyjską bajkę. Mówi ona o ogromnym wężu, który budził postrach w okolicy. Wszyscy się go bali i schodzili mu z drogi, wąż zresztą pożerał każdego, który tego nie zrobił. Wężowi jednak zaczęła doskwierać samotność, udał się więc do żyjącego w pobliżu mędrca po radę. Mędrzec doradził mu „zmień się i przestać pożerać inne zwierzęta”. Tak też się stało. Stopniowo wszyscy przyzwyczajali się do nowego zachowania węża. Przestawali się go bać, podchodzili coraz bliżej i bliżej… wąż nie reagował. W końcu ktoś spróbował go szturchnąć – wąż nie reagował. Ktoś wyrwał mu jedną łuskę z ogona, ktoś inny drugą… W końcu wąż stał się pośmiewiskiem okolicy, wszyscy szydzili z niego i drwili, że choć wielki i silny, nie potrafi obronić się przed nękającymi go zwierzętami. Poobijany, wymęczony, dowlókł się do jaskini mędrca. „Coś ty mi poradził!” zaczął z wyrzutem. „moje łuski są w strzępach, ledwo żyję i stałem się pośmiewiskiem!”.
            „Mówiłem ci, żebyś nie pożerał zwierząt, ale nie zabroniłem ci syczeć” – odparł mędrzec.

            Moim zdaniem mężczyźni znaleźli się w sytuacji owego węża. Zrozumieli, że pewne zachowania nie są akceptowane przez innych i postanowili je zmienić. Niestety zamiast nauczyć się panować nad tymi zachowaniami (siłą, agresją, nieustępliwością) kompletnie się ich wyrzekli. Efekt jest taki sam jak w przypadku węża – nie potrafią stawiać granic i korzystać ze swojej siły tam, gdzie jest to potrzebne.

            Zwróć uwagę, jak dużo mówi się o tym, że chłopców należy wychowywać tak, żeby nie wstydzili się płakać, nie wstydzili się bać. Kompletnie nie mówi się natomiast o tym jak wychować chłopców tak, aby radzili sobie z własną agresją, siłą, żywiołowością… Co więcej, kiedy chłopiec sięga do tych atrybutów, oceniamy to negatywnie. A przecież jeśli chłopiec chce wyładować swoją energię np. w boksie (czytałem wpis na Twoim blogu), czemu mu na to nie pozwolić?
            I czemu nie być dumnym z tego, że pokonał rywala?
            Jeśli mu tego odmawiamy, albo krzywo patrzymy na te „agresywne” czy „myśliwskie” cechy jego osobowości, nie dziwmy się, że potem jego męskość „uległa wypaczeniu”.

          • 26 października, 2014

            Alicja

            Interesujące, że na męski brak męskości utyskują tu sami mężczyźni.

          • 27 października, 2014

            kwieto

            Moim zdaniem to dość naturalne, że mężczyźni interesują się tym, jak postrzegana jest męskość czy bycie mężczyzną.
            Co w tym dziwnego?

          • 27 października, 2014

            Alicja

            Kwieto wręcz przeciwnie. Natomiast interesująca jest dyskusja – kobiety w niej uczestniczące nie narzekają na aktualną męskość mężczyzn, a mężczyźni owszem. To ciekawe ot i. 🙂

          • 27 października, 2014

            kwieto

            Kobiety też narzekają (a nawet bardziej) tyle że na innym etapie – gdy dochodzi do wyboru życiowego partnera. Jeśli wejdziesz na forum czy portal dotyczący relacji damsko-męskich, znajdziesz tam cały chórek kobiet utyskujących, że „prawdziwych mężczyzn już nie ma”. 🙂

            Jakoś tak jest, że relacja matka-syn działa zupełnie inaczej niż relacja kobieta-mężczyzna.
            O tym też jest co nieco w książce, którą wspominałem wyżej, jakiś czas temu zahaczała o ten temat Krystyna Janda: http://www.krystynajanda.pl/dziennik/?y=2014&m=3&d=29

            Ale to temat na zupełnie inną dyskusję.

          • 27 października, 2014

            Alicja

            Bo jest masa ludzi (kobiet i mężczyzn), który generalnie narzekają na wszystko. Na kolegów, partnerów, szefów, teściowe, teściów, matki, ojców, dzieci, na system, na kraj, na służbę zdrowia, szkolnictwo i niemiłe ekspedientki. Prawdziwych mężczyzn już nie ma to dla mnie fraza ta sama co: kiedyś młodzież to była inna 😉

            Przeczytałam tekst, który linkujesz – powtórzę się – przegiąć można w każdą stronę i zupełnie nie o tym jest mój tekst i wiem, że akurat Ty to wiesz – to tak dla tych którzy nie zrozumieli 😉

          • 27 października, 2014

            Alicja

            Jeszcze jedno – nauka twierdzi, że ciepła, mocna, dobra relacja matka-syn (także nastoletni) to bardzo dobry prognostyk dla relacji syn-jego przyszła kobieta. Przy czym podkreślam ponownie chodzi o dobrą, mądrą relację. Nie toksyczną w której syn stanowi dla matki uosobienie partnera życiowego, nie taką w której matka robi z dziecka kalekę emocjonalną i życiową, etc.

          • 27 października, 2014

            kwieto

            Wiesz, nie chciałbym aby to co pisałem powyżej zostało zaszufladkowane w kategorię narzekania typu „bo kiedyś było lepiej”.
            Staram się opisać pewien trend, który widzę, a który każe mi powątpiewać w prawdziwość stwierdzenia, że „nie muszę wychowywać syna na mężczyznę, bo płeć zadba o siebie sama”.
            OK, jeśli przyjmiemy że mówimy wyłącznie o bardzo małych dzieciach to mogę się zgodzić, choć nadal przeszkadza mi kategoryczność tego stwierdzenia.
            Jeśli sięgniesz do psychologii rozwojowej i pojęć takich jak „socjalizacja pierwotna”, najmocniej wpływająca na to kim jesteśmy i jakie wzorce zachowań przyjmujemy za pożądane lub niepożądane, to odbywa się ona od niemowlęctwa do wieku wczesnego dzieciństwa, zatem na bardzo wczesnym etapie rozwoju.
            Również np. teoria tzw. skryptów życiowych (skrypt życiowy to taki swego rodzaju „scenariusz” naszego życia, określający kim będziemy i jak – w ogólnych ramach – potoczy się nasze życie) zakłada, że skrypty te tworzą się w wieku do mniej więcej 5 lat, potem już tylko nieznacznie się modyfikują.

            Jeśli zaś chodzi o więź matki z synem to ja jej nie neguję, pisałem o tym zresztą już wyżej.
            Pytanie tylko na czym polega „mądra relacja”?
            Troskliwa opieka i ocieranie łez są ważne, ale też ważne jest uczenie dziecka tego, jak radzić sobie z pewnymi frustracjami. Np. ze strachem przed szczekającym psem.

          • 27 października, 2014

            Alicja

            „Troskliwa opieka i ocieranie łez są ważne, ale też ważne jest uczenie dziecka tego, jak radzić sobie z pewnymi frustracjami. Np. ze strachem przed szczekającym psem.” taką zasadę stosuję również przy wychowaniu córki – czy to oznacza, że wychowuję ją na mężczyznę?

            Nie wychowuję syna na mężczyznę i będę to kategoryczne stwierdzenie powtarzać do znudzenia. Tak samo jak nie wychowuję córki na kobietę. I jedno i drugie staram się wychować na fajnego, mądrego, samodzielnego człowieka. Chce żeby i jedno i drugie było w stanie sobie samo poradzić w życiu. I ze swoimi emocjami – bo to bardzo ważna umiejętność

            Ufam, że wychowując ich na ludzi, którzy dobrze czują się sami z sobą, są świadomi tego kim są i lubią to kim są, którzy mają możliwość obserwować swoje otoczenie i społeczeństwo w którym żyją sami osadzą się kulturowo i społecznie w swojej biologicznej płci. Sam piszesz, że chłopcy są inni niż dziewczynki chociażby przez to że inaczej radzą sobie z agresją. Zgadzam się są inni bo zamiast zestawu chromosomów 44+XX mają 44+XY co prowadzi nas bezpośrednio do tego, że ich biologiczna płeć do o sobie znać w odpowiednim czasie w związku z czym nie muszę mojemu synowi bez przerwy przypominać, że jest mężczyzną bo on… urodził się mężczyzną.

            Reszta to otoczka kulturowo-społeczna. Wiesz ja wyrastałam w otoczce nietypowej jeżeli uwzględnimy „socjalizację pierwotną”. Tata zmarł kiedy byłam malutka, mama wychowywała sama córki. Była jednocześnie matką i ojcem. W związku z czym nie dorastałam w sztywnym gorsecie tradycyjnego podziału ról męsko-damskich i tradycyjnego modelu rodziny. W niczym mi to nie przeszkodziło. Ba, syn moje dużo starszej siostry wychował się dokładnie w tym samym modelu – bo z nami – nikt go nie wychowywał na mężczyznę – a mimo to wyrósł na faceta który doskonale wie czego chce, tworzy dobre i trwałe relacje z kobietami, a teraz to już właściwie z jedną kobietą i nie jest sfeminizowanym nieprawdziwym facetem mimo, że nikt nie kierował jego dorastaniem na mężczyznę. Jest dorosłym facetem a dalej ma silną więź ze swoją matką, która nie przeszkadza mu w prowadzeniu normalnego życia. Zresztą powyżej przytaczam przykłady badań które twierdzą podobne rzeczy.

            Co nie oznacza oczywiście, że Ty nie możesz pozostawać przy zdaniu odmiennym. Podoba mi się sposób w jaki go bronisz i dyskusja ta jest naprawdę fajna, ale obawiam się, że ja nie przekonam Ciebie, a Ty mnie. Zwłaszcza, że dyskusja oparta jest o komentarze co niczego nie ułatwia 😉 Btw – masz synów czy córki? 😀

            ps. pytanie czym jest mądra relacja jest dla mnie takim samym pytaniem jak kim jest prawdziwy mężczyzna 😀

          • 28 października, 2014

            kwieto

            Również myślę, że nie przekonamy się wzajemnie. Myślę, że podchodzimy do tematu z zupełnie innej perspektywy i na nieco innych poziomach stąd używając tych samych haseł mówimy o troszkę innych aspektach problemu.
            Podsumowując moje stanowisko:

            Jeśli chodzi o Twoje pytanie „czy wychowuję córkę na mężczyznę” – w pewnym sensie tak :-). Nie mówię tu o wychowaniu jej na coś w rodzaju „chłopczycy”, ale o tym, że uczysz ją kontaktu z (archetypicznie) męską częścią osobowości.
            To akurat fajne i dobrze, że dziewczynki coraz częściej są tego uczone.
            Ja piszę natomiast o tym, że chłopcy coraz częściej są do takiego kontaktu ze swoją męską stroną zniechęcani.

            Chromosomy chromosomami, jednak nie mniej ważna od biologii jest sfera psychiki.
            Czyli na przykład to, jaki stosunek będzie miał chłopiec (dziewczynka też, ale ja piszę tu akurat o chłopcach) do swojej płci. Owszem, ta płeć na poziomie biologii prędzej czy później się o siebie upomni, niemniej to, jaki dziecko będzie miało do tego stosunek, a także co będzie rozumiało pod hasłem „bycia mężczyzną” i jak będzie się z tym czuło to zupełnie inna para kaloszy. I niestety nie dzieje się to „samo”.
            Dzieci przejmują postawy rodziców, dlatego na przykład w wychowaniu bardziej liczy się to jacy rodzice są niż to, w jaki sposób i czego uczą swoje dziecko (polecam dość ciekawe badania Stevena D. Levitta na ten temat, opisane w książce „Freakonomia”)

            Jeśli więc stosunek rodziców do tematu „męskości” będzie opierał się na rezerwie czy nieufności, chłopiec również nauczy się traktować ją z taką samą podejrzliwością, zaś innych mężczyzn z rezerwą i nieufnością.
            Zwróć uwagę, że w Twoim tekście hasło „bycie mężczyzną” również ma raczej negatywne konotacje (przynajmniej ja ten tekst tak odbieram) – że „prawdziwy mężczyzna” to ktoś emocjonalnie zdystansowany, komu nie wolno płakać, itp. Stwierdzasz, że „nie będziesz wychowywać syna na mężczyznę” tak, jakby oznaczało to coś złego, albo jakby bycie „fajnym człowiekiem” wykluczało się w jakiś sposób z „byciem mężczyzną”. Dziecko takie rzeczy zauważa i przyswaja już na bardzo wczesnym etapie (wyżej mówiłem o wieku lat maksymalnie kilku), choć efekty czasem widać dopiero wiele lat później.

            I teraz, jeśli wyobrażenie chłopca na temat męskości jest budowane na skojarzeniach takich jak zaprezentowane powyżej, prędzej czy później musi się zmierzyć z tym, że sam przecież też jest mężczyzną.
            A skoro z „byciem mężczyzną” coś jest nie tak, to coś jest nie tak również z nim samym.
            Rozwiązanie tego problemu może być różne. Chłopiec może dojść na przykład do wniosku, że być może i jest „fajnym człowiekiem” ale niekoniecznie jest pełnowartościowym mężczyzną. Innym rozwiązaniem tego problemu jest próba odcięcia się od wszelkich męskich aspektów swojej osobowości, ponieważ kojarzone są one z czymś złym.
            Albo na przykład przybranie roli „rycerza na białym koniu”, szlachetnego, dzielnego, ale koszmarnie zablokowanego tam, gdzie trzeba skorzystać z mniej „rycerskich” cech osobowości, albo tam gdzie ideały zderzają się z prozą życia.

            To się nie rozgrywa na poziomie „maminsynkowatości” (choć może być ona pochodną określonego sposobu rozwiązania powyższego dylematu), ale na poziomie tego, które części siebie uważasz za „swoje”, a których w sobie nie akceptujesz.
            Może być więc tak, że niby świetnie sobie radzisz w życiu, niby „na zewnątrz” wszystko jest OK, ale niekoniecznie dobrze się czujesz we własnej skórze.

            Wiesz, ja również wychowałem się w dość nietypowym modelu rodziny. Do „maminsynka” mi dosyć daleko, jednak z domu wyniosłem sporą nieufność do stereotypowo rozumianego „bycia mężczyzną” i mężczyzn (zawsze wolałem towarzystwo kobiet), a także swego rodzaju satysfakcję z tego, że potrafię odwoływać się do bardziej „miękkich” cech swojej osobowości (czytaj: nie jestem twardym, męskim, szowinistycznym troglodytą)
            Bardzo długo wydawało mi się też, że wybierając drogę „bycia fajnym człowiekiem” (właśnie w opozycji do „bycia mężczyzną”, a zwłaszcza „twardzielem”) uda mi się uniknąć dylematu o którym piszę powyżej.
            Tymczasem z wiekiem przyszło mi zmienić swoje poglądy, okazało się bowiem, że tak się nie da, przynajmniej nie kosztem odcięcia się od całkiem sporej części własnego „ja” (bo tam gdzie ten „troglodyta” mieści się też np. pasja, spontaniczność, entuzjazm i cały szereg innych, całkiem fajnych cech).
            Fajnie jest mieć kontakt z wewnętrznym „poetą”, ale też fajnie jest mieć kontakt z wewnętrznym „barbarzyńcą”.
            I jednego i drugiego trzeba się jednak nauczyć, to nie przychodzi samo.

            OK, podpiszmy „protokół rozbieżności”, czas pokaże, czy zweryfikujemy swoje przekonania 🙂

            Mam syna.

          • 28 października, 2014

            Alicja

            Deal kwieto! Widzimy się za 20 lat 😀

          • 29 października, 2014

            Bartłomiej Panek

            @kwieto „Zwróć uwagę, jak dużo mówi się o tym, że chłopców należy wychowywać tak, żeby nie wstydzili się płakać, nie wstydzili się bać. Kompletnie nie mówi się natomiast o tym jak wychować chłopców tak, aby radzili sobie z własną agresją, siłą, żywiołowością… Co więcej, kiedy chłopiec sięga do tych atrybutów, oceniamy to negatywnie. A przecież jeśli chłopiec chce wyładować swoją energię np. w boksie (czytałem wpis na Twoim blogu), czemu mu na to nie pozwolić?
            I czemu nie być dumnym z tego, że pokonał rywala?”

            Otóż własnie to mi się nie podoba. Chłopiec/mężczyzna ma być silny, na pewno będzie czasem agresywny, ale własnie dlatego musi nad tym panować – i tego żadna kobieta go nie nauczy. W męską naturę wpisana też jest rywalizacja. W swoim poście nie skupiłem się na sile. Ale siła, to atrybut właśnie męskości i jak kobieta pokaże jak z niego korzystać? Dlatego mam wrażenie, że dzisiejsi mężczyźni, nie oszukujmy się, ale w większości wychowani bardziej przez kobiety niż mężczyzn mają potem problemy, bo albo są zbyt agresywni i myślą, że nic nie muszą robić co nie jest męskie, albo są naprawdę maminsynkami, noszą spodnie rurki (to tylko taki przykład) i w razie zagrożenia co najwyżej Iphona wyciągną z kieszeni strasząc, że go użyją. Jak napisałem w komentarzu pod swoim postem, ćwiczyłem kiedyś sztuki walki, wiem na czym polega rywalizacja, ale też uczono samokontroli, świadomości, że mam więcej siły i umiejętności niż inni (co z resztą samo w sobie było straszakiem) i powodowało, że zrobiłem wszystko, żeby uniknąć walki, bo mogłem zrobić krzywdę.

          • 29 października, 2014

            Alicja

            „Ale siła, to atrybut właśnie męskości i jak kobieta pokaże jak z niego korzystać?”
            „bo mamy świat w którym to kobiety zaczynają dominować.” „Chłopiec/mężczyzna ma być silny, na pewno będzie czasem agresywny, ale własnie dlatego musi nad tym panować – i tego żadna kobieta go nie nauczy.”
            Pomijam, że artykuł zupełnie nie tego dotyczy, ale jest to właśnie sposób postrzegania świata, którego chciałabym aby moje dzieci unikały. I syn i córka. Zupełnie inaczej postrzegamy męskość i zupełnie inaczej patrzymy na to czym jest wychowanie. Co nie znaczy, że ktoś lepiej, a ktoś gorzej. Każdy inaczej. Nie dogadamy się. Złóż broń – matki karmiące też potrafią być agresywne i silne 😉

    • Odpowiedz 11 grudnia, 2014

      Iza

      Jestem jedną z tych kobiet, które uważają, że prawdziwych facetów jest coraz mniej. Jeśli będę kiedyś miała syna, zapewne skopiuję trochę Twoich metod 🙂 Bardzo mi się spodobały pomysły na to, jak radzić sobie ze strachem syna – są bardzo mądre i moim zdaniem nie są stresujące dla dziecka. Przy okazji uczą jeszcze jednego – tego, że facet jest obrońcą (bo tata jest). Bardzo fajne podejście.
      Mamy wrażliwców pozdrawiam 🙂 Wychowujecie miłych ludzi. Tylko szkoda, że nie potrafią w żaden sposób zareagować, gdy ktoś obleje ich dziewczynę piwem, że z obawy przed tym, że mogliby się uderzyć w szafkę nocną, która ich zdaniem jest za wysoka, ciągle ją odsuwają od łóżka o 20cm, itd, itd…

      • Odpowiedz 11 grudnia, 2014

        Alicja

        Nie pojmuje dlaczego wrażliwość miałaby przeszkadzać w przyjmowaniu postawy obronnej w razie gdy ktoś grozi kobiecie? O szafce nie wspomnę 😉

        • Odpowiedz 12 grudnia, 2014

          iza

          Pisząc „wrażliwiec” miałam na myśli dziecko, które wiecznie się czegoś boi i nie jest w żaden sposób hartowane. Na moim forum osiedlowym często wypowiadają się matki, pisząc np. takie rzeczy: „Co za okropna szkoła, aż siedem pierwszych klas! Jak mój WRAŻLIWIEC, Pawełek sobie poradzi w miejscu, gdzie nikt go nie zna. Panie w prywatnym przedszkolu znał wszystkie i one znały jego. Jak można było dopuścić do tego, aby w nowej szkole dzieci było tak dużo, że aż są anonimowe? Przecież on się tam będzie bał chodzić?” itd…
          Dziecko naprawdę należy uczyć przełamywać własne lęki. Moim zdaniem „wrażliwiec Pawełek” będzie się bał stanąć w obronie kobiety, gdy dorośnie, bo traktująca go w ten sposób matka te lęki w nim pielęgnuje. Może się nawet okazać, że będzie zbyt wrażliwy na krytykę i niespecjalnie będzie się garnął do pracy. Stanie się takim życiowym inwalidą.

          Pisząc „wrażliwiec” nie miałam na myśli wrażliwości na cierpienie innych, czyli m.in. empatii, czy wrażliwości na piękno. Miałam na myśli to, co opisałam powyżej.

          • 13 grudnia, 2014

            Alicja

            Ale dla mnie nadal nie ma różnicy między dziewczynką a chłopcem w takiej sytuacji. „Dziecko naprawdę należy uczyć przełamywać własne lęki” – każde dziecko, niezależnie od płci trzeba uczyć radzić sobie ze stresem, emocjami, lękami. Robienie z dziecka sieroty życiowej to zupełnie inna kwestia.

      • Odpowiedz 27 kwietnia, 2016

        Jacek

        Bardzo fajna dyskusja, dziękuje Wam wszystkim za wpisy, które czytam z wielką uwagą. Zauważyłem też, że na razie rzecz odnosi się do wychowania niemowlęcia, które ma mniej niż dwa lata (chyba, że coś pominąłem?). I w tej sytuacji Ala podejmuje słuszną decyzję – kochać bez zastanawiania się nad kulturową stroną płci. O wychowaniu syna na mężczyznę będzie czas rozważać jak syn Ali będzie starszy…

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    Mateusz K.

    Świetny tekst. Bardzo potrzebny. Może pies jest tutaj tylko metaforą (a może nie?). Mój 2,5 latek też się chowa, gdy jakiś obcy pies biegnie do niego. Nie widzę w tym nic dziwnego, normalna reakcja, szuka bezpieczeństwa.
    Też tak robiłem i „wyrosłem na mężczyznę” cokolwiek to oznacza.

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    Igi

    Dokładnie tak!
    Chłopcy, ktorym matka zapewni bliskość i troské w pierwszych latach życia (czyli tak naprawdé stworzą ze sobà wiéź bezpiecznà), bédzie potrafił budować taką samą bezpieczną wiéź ze swoją partnerkà w przyszłości.
    Podobnie rzecz sié ma z ujawnianien i uzewnétrznianiem swoich potrzeb i léków- jeżeli w dzieciństwie rodzice bédą mu je kazali tłumić to w małżeństwie/rodzinie bédzie robił to samo.
    Ignorowanie, lekceważenie problemów i léków dziecka oraz autorytarne stwierdzenia dorosłych, że ,, to nie jest powód do płaczu” zabijajà jego osbowość.

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    MałeSzczęścia

    Mam małego chłopaczka w domu i nie pomyślałam nawet że jest jakaś różnica w wychowywaniu chłopca czy dziewczynki. Niezależnie od płci to są dzieci, które potrzebują miłości, wsparcia, zrozumienia i pomocy.

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    Dominika

    Bardzo inspirująco, ale 2 drobiazgi mnie uwierają. 1. Nie ma czegoś takiego jak negatywne emocje, a po 2. nie do końca to prawda, że płeć jest determinowana przez biologię. Identyfikacja z rolą kobiety/mężczyzny to bardzo ważny element w procesie kształtowania tożsamości i osobowości. Pozdrawiam serdecznie, mama dwóch 5-letnich dzikich stworów 😉

    • Odpowiedz 23 października, 2014

      Alicja

      Z nie ma czegoś takiego jak „negatywne emocje” pierwszy raz się spotykam mogę prosić o rozwinięcie? Bazy medyczne używają tego typu fraz. Chętnie się dowiem 🙂
      Co do determinacji biologicznej płci to obawiam się, że temat jest dużo trudniejszy i zależy od tego czy operujemy pojęciem ‚sex’ czy ‚gender’. To pierwsze jest zdeterminowane biologicznie – chociażby przez hormony płciowe, to drugie jest uwarunkowane kulturowo i społecznie. Niemniej to zdaje się temat na długie debaty :))) Pozdrawiam dzikusów i ich mamę;)

      Generalnie widzę, że artykuł się rozszedł po sieci i jest nadinterpertowany 🙂 wszak jego intencją nie jest wychowanie bez płci, a tylko pokazanie, że mali chłopcy to tylko mali chłopcy – mogą mieć emocje i fajnie jeśli nie będą się bali ich ujawniać. Zresztą to się nie zmienia nawet jak są dużymi chłopcami.

      • Odpowiedz 24 października, 2014

        kwieto

        AD. „negatywne emocje”:

        „Zły” lub „dobry”, „negatywny” lub „pozytywny” to subiektywna ocena, wynikająca z naszych preferencji. Wolimy się cieszyć niż smucić, dlatego radość nazywamy „dobrą” a smutek „złym”. Tymczasem jeśli postawilibyśmy się w pozycji zewnętrznego obserwatora to każda ze wspomnianych wyżej emocji jest tak samo „dobra” jak inna – każda z nich jest reakcją na określoną sytuację i każda z nich niesie ze sobą pewne informacje.

        To, że dzieci karane są za wyrażanie „negatywnych” emocji może po części wynikać z tego, że tak je traktujemy – skoro są „negatywne”, to trzeba się ich pozbyć, wyrugować. Jak się nie da po dobroci, to za pomocą kar czy ośmieszania.

        • Odpowiedz 24 października, 2014

          Alicja

          Dziękuj! W takim ujęciu jak najbardziej rozumiem i zdaję sobie z tego sprawę. Myślałam, że chodzi o coś zupełnie innego. Owszem negatywne emocje jest tu swego rodzaju uproszczeniem, które po porstu jest łatwo rozumiane przez czytelników.

          • 24 października, 2014

            kwieto

            Nie będę się wypowiadał za autorkę komentarza, więc nie wiem czy jej chodziło o coś innego 🙂

  • Odpowiedz 23 października, 2014

    Karolina

    Dziękuję za ten wpis. Dokładnie tego szukałam. Muszę podesłać mężowi, mam nadzieję że zrozumie.

  • Odpowiedz 24 października, 2014

    Katarynka

    Podpisuję się pod tym artykułem rękoma, nogami i czym tam jeszcze mogła!
    Pokażę mężowi, co by przeczytał.

  • Odpowiedz 26 października, 2014

    malaika

    na rozluźnienie, z naszego domu: 2-letnia P. do swego 4-miesiecznego braciszka, który czekając na założenie pieluchy płakał:
    „Grześ, masz siusiaka, to nie płacz”

  • Bardzo podobał mi się ten wpis i podejście do wychowania dzieci bez predefiniowania roli społecznej i typowych zachowań. Pamiętam z dzieciństwa córki (jak miała 3 lata), że straszyła w ciemnym pokoju duchy, żeby jej starszy brat (wtedy 7 lat) mógł wejść do pokoju bez strachu. Teraz role się odwróciły, ale wychowanie moje raczej nie miało na to wpływu. O by były dobrymi ludźmi i tyle, aż tyle.

  • Odpowiedz 11 lutego, 2015

    Leeni

    Jaki mądry wpis! Od tworzenia mężczyzn i kobiet są hormony, rodzice za to od wychowywania na dobrego człowieka. Drażni mnie strasznie kiedy znajomego mi dość strachliwego i nieśmiałego czterolatka ludzie krytykują jako niemęskiego, zwłaszcza gdy porównują z sześcioletnią siostrą zwaną często kamikadze(!). Na litość Boską, on ma cztery lata! Ma wszelkie prawo bać się ciemności albo fal morskich. Wyrośnie, a czuła opieka tylko sprawi, że będzie czuł się bezpiecznie.

  • Odpowiedz 14 marca, 2015

    Julkowa mama

    ja uważam, że jak mój syn będzie chciał płakać z jakiegoś strasznego powodu(bo się boi albo coś boli) to mu pozwolę; nie wychodzę z założenia, że „chłopaki nie płaczą..” 😉
    a „super mamuśki”, które zabraniają swoim synkom tego robić w dzieciństwie „produkują” emocjonalne niemoty, które nie potrafią sobie poradzić z emocjami w życiu dorosłym…
    a później baby się denerwują, że faceci „nie rozumieją nas” i „nie chcą nam okazywać swoich uczuć” 😉

  • […] pisałam tekst „Nie wychowuję syna na mężczyznę” jeszcze nie wiedziałam, że ulubionymi zabawkami mojego syna będą wózek i fioletowa […]

  • Odpowiedz 6 listopada, 2015

    Anna

    Nie ma co tak na siłę z dziecka od razu robić mężczyznę 😀 od tego bardziej Tatuś jeśli już wchodzimy w szczegóły. Kobieta jest kobietą i nie ma takiej opcji, że lepiej to zrobić od faceta – to tak na marginesie.

    • Odpowiedz 6 listopada, 2015

      Alicja

      Czyli samotna matka nie ma szans wychować mężczyzny?

  • Odpowiedz 2 października, 2016

    Dominika

    Zgadzam się w 100% doskonały przykład mam w domu w postaci mojego męża, który to ma wspaniałą i kochającą mamę. Mój mąż jest fantastycznym facetem o silnym charakterze co nie przeszkadza mu w przytulaniu swojej mamy i rozpieszczaniu mnie i naszej córki. I jeśli będzie nam dane mieć syna (obecnie jestem w ciąży z drugą córeczką ?) to będę go traktować tak samo jak córkę. Dziękuję za ten wpis, czytam wszystko co piszecie i utwierdzam się w przekonaniu że warto zaufać swojej intuicji i nie słuchać durnych rad typu nie noś, nie przytulaj, chowaj twardą ręką i innych totalnych głupot tylko słuchać siebie i swojego dziecka.

  • Odpowiedz 1 grudnia, 2016

    nicktaki

    Dopiero trafiłem na tego bloga i napisałem komentarz pod innym artykułem, ale zerknąłem jeszcze tu. Bardzo dobry tekst, niestety trudno mi zgodzić się z jedną rzeczą i niestety jestem na to żywym przykładem.

    Chodzi mi o zdania: „O płeć się nie martwię. Ona zadba o siebie sama.”

    Żeby się nie rozpisywać nadmiernie, ujmę to w najbardziej zwięzły sposób: moi rodzice byli (są) idealnym antywzorcem we wszystkim, o czym piszecie na tym blogu. Na dodatek całe życie, gdy cierpiałem, na każdym kroku słyszałem od nich pogardliwe „przesadzasz”. Teraz już wiem, że nie przesadzałem. W efekcie, między innymi, w okresie dojrzewania/dorastania byłem chłopakiem zamkniętym w sobie, bez pewności siebie, poczucia własnej wartości, bez umiejętności społecznych. To ostatnie sprawiało, że byłem odmieńcem i bywałem pośmiewiskiem wśród rówieśników, i jeszcze bardziej oddalałem się od społeczeństwa, życia towarzyskiego i damsko-męskiego. I dlatego „moja płeć nie dała rady zadbać o siebie sama”. Co z tego, że zaczęły działać hormony, co z tego, że zacząłem odczuwać pociąg seksualny, skoro nie potrafiłem w żaden sposób nawiązać kontaktu z dziewczynami? Hormony same tego nie zrobią. Same nie nauczą norm społecznych i metod zaspokajania swoich potrzeb w społeczeństwie. Wstydziłem się chodzić na imprezy, do ludzi, a jeśli już (naprawdę skrajnie rzadko) poszedłem, to i tak wstydziłem i nie potrafiłem się odezwać, nic zrobić. Tak minęła cała młodość i młoda dorosłość, konsekwencje są właściwie tak beznadziejne, że nie będę pisał, to nie miejsce.

    W każdym razie, aby płeć mogła zadbać o siebie sama, trzeba wychować najpierw człowieka, a nie wystraszone zwierzątko. Dać mu narzędzia do funkcjonowania z ludźmi, jak równy z równym. Ale o tym już na szczęście wiecie. Chodziło mi tylko o tamto zdanie. Nic nie dzieje się samo. Nic. Wszystko trzeba potrafić zrobić, umieć, dla niektórych to bardzo łatwe, ale to nie hormony tego uczą. Pozdrawiam ciepło.

Leave a Reply