Wszyscy staramy się być dobrymi rodzicami. No dobra może nie wszyscy, ale ci którzy się nie starają i tak nie zaglądają na takie blogaski jak mój więc możemy uznać, że wszyscy. Staramy się tak bardzo, że wiele trywialnych de facto rzeczy nas bardzo stresuje. Przykładowo opublikowałam ostatnio na Instagramie historię jednej dziewczyny, która spotkała znajomą z małym dzieckiem w wózku i pierwsze co zrobiła owa znajoma to zaczęła się tłumaczyć z tego czemu dziecko ma smoczek – wrzuciłam to by pokazać, że to jest smutne, że my się tak tłumaczymy jakbyśmy zbrodnię popełniały i w odpowiedzi dostałam masę podobnych historii, w których dziewczyny opisywały, że też się z tego śmiesznego smoczka tłumaczą. Ale żeby było śmieszniej dostałam równie dużo opowieści o tym że dziewczyny tłumaczą się, że smoczka… nie używają. Czyli klasyczne jakby nie było i tak pupa z tyłu. A to tylko wierzchołek góry lodowej obejmującej kwestie, które generują u rodziców stresy.
Skąd się one biorą?
Być może z trendu intensywnego rodzicielstwa – rodzice chcą być aktywni, zaangażowani, wspierający i ze wszech miar tacy jak trzeba (czytaj idealni), a jednocześnie rzadko kiedy czują, że są tacy jak trzeba. Częściej nie ustają w pogoni za ideałem, który chcą doścignąć. I choć nie ma nic złego w potrzebie bycia ciągle lepszym, a z tego, że w końcu dojrzeliśmy w dzieciach ludzi, którzy mają swoje potrzeby a nie „dzieci i ryby głosu nie mają” płynie samo dobro, to czasem w tym wszystkim zapominamy o… sobie.
Zapominamy tak bardzo, że pojawia się coś znanego w literaturze pod nazwą „wypalenie rodzicielskie”. Jak się je definiuje? Otóż jest to stan intensywnego zmęczenia związanego z rolą rodzica, w którym to stanie dochodzi do emocjonalnego zdystansowania się od dziecka i zwątpienia w to, że może się być dobrym rodzicem. Poza utratą poczucia, że są fajnymi rodzicami, „wypaleni” rodzice tracą też po prostu radość z tej roli. Nie czerpią przyjemności z czasu jaki spędzają ze swoimi dziećmi. Mają natomiast poczucie, że rodzicielstwo wymaga od nich zbyt dużego zaangażowania, czują, że ta rola ich wyzuła i wypluła, wstają rano zmęczeni samą myślą, że czeka ich kolejny dzień z dziećmi. Ilu jest takich rodziców? Badania na ten temat raczkują ale szacuje się, że w samym tylko USA z wypaleniem rodzicielskim zmaga się w tej chwili jakieś 3.5 miliona osób, tyle z szacunków, natomiast w badaniach odsetek wypalonych rodziców oscyluje między 5 a 20%.
Kto jest na wypalenie narażony bardziej? Dotychczasowe analizy sugerują, że w grupie podwyższonego ryzyka są m.in. ci rodzice, którzy chcą być perfekcyjni, ci rodzice, którzy są matką 😉 bo zwykle na matki spada większy ciężar wychowania dziecka, ci którzy mają małe dzieci, bo im trzeba poświęcać więcej uwagi i więcej siebie, ci którzy są samotnymi rodzicami, bo wiadomo, ci którzy nie pracują zawodowo, bo wtedy zwykle cała odpowiedzialność spada na nich i nie mają dokąd uciec by pobyć kimś innym niż rodzicem, ci którzy pracują w niepełnym wymiarze godzin, bo jeśli drugi rodzic pracuje „normalnie” to spada na nich większa część opieki nad dzieckiem i ci którzy stale pracują więcej niż 9 godzin dziennie, bo duże obciążenie pracą może sprawić, że nasze zasoby emocjonalne na radzenie sobie z problemami dziećmi będą niewystarczające.
No i nie wiem jak wam, ale z tego to mi wychodzi, że w sumie to prawie każdy jest narażony, choć wiadomo, że gorzej będzie jak się nałoży na siebie kilka czynników, a o to dziś nietrudno. Bo większość z nas dąży do ideału i większość z nas albo dużo pracuje, albo nie pracuje albo pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Niewielu jest też rodziców, którzy doceniają siebie za to co robią, którzy potrafią krytycznie spojrzeć na wszystkie rewelacje i doniesienia innych, którzy potrafią stanąć z boku i powiedzieć „stop przecież to absurd żebym się zadręczał tym że moje dziecko dostanie na drugie śniadanie kanapkę z serem zamiast żywcem z instagrama pomysłowej śniadaniówki wszystko mającej zrobionej rano kosztem 20 minut mojego snu, którego w tej chwili mi potrzeba bardziej niż dziecku wypas drugiego śniadania”. Niewielu jest w końcu takich, którzy nie tylko wiedzą, że żeby dać coś od siebie trzeba też zadbać o siebie i swoje emocje, ale też wcielają te wiedzę w życie. Wielu za to takich, którzy gdy robią cokolwiek dla siebie, ale siebie – nie domu, kibla, czystych naczyń, czy wszystkich domowników – mają wyrzuty sumienia.
Rodzic staje się więc stojącym nad sobą samym koszmarnym szefem, którego niezależnie od wszystkiego, wynik pracy podwładnego nigdy nie satysfakcjonuje, który zawsze chce więcej, który nigdy nie docenia i nie chwali, za to z przyjemnością zawstydza i łaja za odpoczynek i najdrobniejsze potknięcie. Gdy w podobnej sytuacji dochodzi do wypalenia zawodowego nikt się nie dziwi. Ale rodzicielskie wypalenie to jest tabu i cicho sza, bo przecież rodzicielstwo jest wspaniałe, jest dopełnieniem, wypełnieniem i spełnieniem, więc nikt się nie przyzna, bo go zjedzą.
Problem w tym, że tak jak wypalenie zawodowe niekorzystnie odbija się na pracy zawodowej, tak wypalenie rodzicielskie może niekorzystnie odbijać się na rodzinie. Nowe, niedawno opublikowane badanie wręcz sugeruje, że może się zdarzyć, że dobrzy, zaangażowani i ze wszech miar starający się i stawiający sobie wysoko poprzeczkę rodzice mogą w pewnym momencie ze zwykłego zmęczenia prowadzącego do wypalenia stać się dokładnym przeciwieństwem tego kim chcieli zostać. Wypalenie prowadziło chociażby do zaniedbywania potrzeb emocjonalnych dziecka lub powracającej chęci ucieczki od tego wszystkiego. Co więcej to działało na zasadzie samo nakręcającej się spirali – więcej wypalenia, to więcej zaniedbań, a więcej tychże to więcej wypalenia i tak w kółko.
Mocne wypalenie mogło też prowadzić do agresji wobec dziecka – niekoniecznie fizycznej, ale psychicznej lub emocjonalnej. Badacze byli zaskoczeni przewrotnością uzyskanych wyników bo wychodziło z nich, że czasem gdy ktoś bardzo, bardzo chciał „robić to dobrze”, to mogło to prowadzić do odwrotnych rezultatów. Zbyt duża presja spoczywająca na rodzicach może bowiem prowadzić do wycieńczenia, które może mieć negatywne konsekwencje i dla rodzica, i dla dziecka. Badacze piszą więc wprost że rodzice muszą wiedzieć, że dbanie o siebie – siebie rodzica, swoje granice, potrzeby mniejsze i większe jest dobre dla dziecka. Bo dziecko potrzebuje rodzica – nie wykończonego, wyzutego z emocji cienia człowieka, który zapomniał o sobie w imię wyższego dobra.
Nie da się bowiem pracować na zużytej baterii – tymczasem doszliśmy do tak absurdalnego poziomu nakręcenia, że od rodziców wymaga się by ładowali tę baterię tylko miłością rodzicielską i niczym ponadto.
Nie da się dać czegoś, czego samemu się nie ma – tymczasem od rodziców oczekuje się że wszystko będzie kwestią chęci i organizacji więc zorganizują i dadzą z siebie wszystko nawet kosztem skrajnego zaniedbania tego całego siebie.
Autorzy wspomnianego badania piszą więc by przestać traktować wypalenie rodzicielskie jak tabu. Bo ono istnieje i nie ma się go co wstydzić się, tylko szukać pomocy i wsparcia – także tego profesjonalnego. Piszą też że ich wyniki sugerują, że jeśli coś pomaga rodzicom naładować baterie i uniknąć wykończenia – to jest to dobre także dla dziecka
Bo jak we wszystkim w życiu i w rodzicielstwie trzeba zachować balans – nie chodzi o to, że mamy dziecku powiedzieć „no nara stary mama jedzie do Azji na 3 lata żeby poszukać wewnętrznej siebie dla Twojego dobra”. Ale żeby odpuścić, bo nie da się być tak idealnym jak w internetach każą. By dać się dziecku ponudzić, pobawić samemu, pooglądać bajkę żebyśmy mogli chwilę odetchnąć, zamiast wymyślać kolejną tysiąć pińcet dziewiędziesiątą w tym tygodniu kreatywną zabawę naukowo-rozwojowo-sensoryczną. By nie kajać się przez 3 lata że kupujemy co jakiś czas mrożoną pizzę na obiad zamiast notorycznie podawać na obiad wyhodowany na własnym parapecie jarmuż i schab peklowany matczyną miłością. Tak wiem, że przesadzam, ale tak naprawdę to… wcale nie przesadzam.
Bo to nie jest przesada – to są realne, mocno obciążające emocjonalnie myśli wielu rodziców. A gdyby ktoś nie wierzył to dodam tylko, że przykłady z ostatnich tygodni dotyczące tego co sobie wyrzucacie dotyczą m.in. tej nieszczęsnej kanapki z serem zamiast śniadaniówki z omletem z warzywami, sałatką owocową i jogurtem owczym czy tam z innej alpaki, tego że cały dzień siedzieliście z dzieckiem w domu i nie wyszli na spacer, bo choć chodzicie codziennie to tak potwornie wam się akurat tego dnia nie chciało, tego, że starszak płakał 5 minut o zabawkę, której nie mogłyście podać, bo karmiłyście młodszaka i czy to mu zniszczyło neurony, tego że nie zapisaliście dziecka na zajęcia dodatkowe, a wszyscy inni tak i nie wiecie czy niszczycie mu szansę na dobry zawód, a także tego, że zapisaliście dziecko na zajęcia dodatkowe, a wszyscy inni nie więc nie wiecie czy nie niszczycie mu aby przez to dzieciństwa, tego że puszczacie trzylatkowi bajki jak ledwo zipiecie (w mniejszej nawet dawce niż AAP „pozwala” ale przecież ktoś tam napisał w internetach że bajki w dawce jakiejkolwiek psujom musk więc zła z was matka), że chodzicie na zumbę, a dzidziuś zostaje sam, znaczy z tatą, ale jednak bez mamy, a przecież mogłybyście ten czas poświęcić dla rodziny, a nie egoistycznie dla siebie i pierdyliard innych.
Dlatego podkreślę raz jeszcze słowa Moiry Mikolajczak jednej z autorek badania „Nie da się być perfekcyjnym rodzicem, a próby zostania nim mogą prowadzić do wyczerpania. Nasze badania sugerują, że jeśli coś pomaga rodzicom naładować baterie by uniknąć tego wyczerpania, to jest to dobre dla dzieci.”
Dlatego dajmy sobie prawdę zamiast perfekcji. Dajmy sobie radość z rodzicielstwa, zamiast frustracji z pogoni za nieosiągalnym. Dajmy siebie nie tylko dzieciom, ale też sobie. Dajmy sobie szefa, który nie jest wiecznie niezadowolonym katem, tylko naszym przyjacielem, który wie co jest normalne, potrzebne i dobre, a co prowadzi jedynie do wyzysku pracowników, który w którymś momencie sprawi, że cały interes szlag trafi, bo nie będzie komu pracować.
Porozmawiajmy o tym na Facebooku TU.
Mikołajczak i wsp. 2018. Exhausted Parents: Sociodemographic, Child-Related, Parent-Related, Parenting and Family-Functioning Correlates of Parental Burnou
Mikołajczak i wsp. 2019. Parental Burnout: What Is It, and Why Does It Matter? + komunikat prasowy
KasiaK
Mądrze prawisz, jak zwykle.
Ja mam tak ostatnio chyba trochę… Ale u mnie doszlo to, że moja córka zachorowała na chorobę nieuleczalną i bardzo mnie angażującą. Zachorowała gdy bylam w ciąży. Teraz mam nieustanne wyrzuty sumienia, że albo straszą albo mlodszą zaniedbuję, ze nie jest tak jak bym chciala… Ciężko się tego pozbyć. Pozdrawiam cieplo. K.
Alicja
Tak przy dzieciach chorych lub mających specjalne potrzeby niestety ryzyko wypalenia jest jeszcze wyższe, ale to temat na jeszcze osobny wpis. Bardzo przytulam i sił życzę
Kakao1125
Ale jak człowiek sobie uświadomi, że to dążenie do ideału wynika bardziej z naszych pobudek narcystycznych to nagle czar pryska, prawda? Bo taka prawda. My chcemy być idealni ale po to, żeby mieć to łechcące ego poczucie, że jesteśmy super. Bądź lepsi, od kogoś. Bo realnie to nasze dzieci nie potrzebują nas idealnych, one potrzebują nas wystarczająco dobrych.
Alicja
Nie wiem czy bym się zgodziła z tymi narcystycznymi pobudkami, moim zdaniem bardzo nakręca spiralę sieć i to co się w niej dzieje. Porównujemy rodzicielstwo nasze do innych kultur i tego co kiedyś, mówimy kobietom, że kiedyś to matki nie miały tak fajnie, a nie narzekały. Oceniamy wszystkie wybory w kolorach biały-czarny. Bombardujemy biedne matki i ojców jakimiś opowieściami o umierających neuronach. Przytaczamy badania z rumuńskich sierocińców w ramach argumentów za tym, że współcześni rodzice robią to źle – więc nawet jak realnie wiemy że nie potrzebują ideału, to w internetach porównali neglect i abuse z rodzicem co siedzi z telefonem na placu zabaw. A my tak nie chcemy. Chcemy dobrze. I potem wychodzi jak wychodzi.
Karolina
Dziękuję. To było mi dziś bardzo potrzebne. Nie jestem i nie muszę być idealną matką. Uffff… Idę spać, a od jutra zostawiam córcię z tatą z czystym sumieniem :)).
Magda
Moim zdaniem problem tkwi ze matki bardzo porownuja sie do innych matek i ta nieszczesna poprzeczka ciagle jest zbyt wysoko ….bo jak jedna moze byc szczupla z super fryzura i makijazem z dzieckiem ubranym w ostatnim tredzie do tego pracuje ale znajdzie tez czas aby dziecko moglo isc na zajecia pozaszkolne nawet 3 czy 4 razy w tygodniu w domu blyszczy a posilki przygotowuje jak z masterszefa to jak ona moze to i ja moge….. Nic bardziej blednego a mimo to nasladujemy i dazymy do perfekcji ktora doprowadza do wypalenia frustracji i zmeczenia ….mam dwa aniolki 10 lat i 3 lata i do perfekcji duzo mi brakuje zrozumialam ze moja poprzeczka jest w polowie drogi i nikomu nie musze sie tlumaczyc ze wisi za nisko dla mnie jest ok i to mi wystarcza …..czasami i ja mam super fryzure super makijaz i posilki masterszefa i w domu blyszczy ale nie zawsze i dobrze mi z tym.pozdrawiam
Justyna
Od jakiegoś czasu nie wiedziałam co się ze mną dzieje i czemu jestem dla córki (3 lata kończy w styczniu) taka jaka nie powinnam być i nie chce być. Szybko się denerwuje, częściej krzycze niż rozmawiam, a jeszcze pół roku temu taka nie byłam. Po tym artykule wiem, że to może być właśnie to wypalenie. U mnie mogła wpływać na niekorzyść również rutyna która mnie zaczyna przerastać. Problem jest tego typu że nie mam pojęcia jak „naładować” te baterie. Chwila oddechu bez dziecka niewiele daje, bo i tak cały czas myślę o niej. Kiedy dłuższy czas jest u babci czy bawi się w swoim pokoju, szukam kontaktu z nią i zabawy. Koło się zamyka.
Asia
Senem tego artukułu powinno być jak te baterie naładować, bo też nie wiem. Mam tak samo jak Pani….
Ola
Mam dokładnie tak samo 🙁 też krzycze o „pierdoły” i to częściej a jak syn zostaje z dziadkami to o nim ciągle myślę i tęsknię 🙁
Ania
oj tak, to bardzo trudne. nadal szukam tego sposobu by naładować baterię. na pokładzie 3 letnia córka i roczny synek. dwa lata temu byłam piękna empatii energii i łagodności. dziś zdarzają się dni, że Koło 10 już man dosyć tego dnia i chce mi się wyć. warcze na starsza i o zgroza potrafie się irytowac na młodszego synka….. to przygnębiające.
Majka
Tu chyba ważne jest wsparcie rodziny/bliskich, charakter i wychowanie. Ja czytam baaaardzo dużo o wychowywaniu dzieci, o ich rozwoju itp. Ale wiem, że ideałem nie będę, nie mam takich zapędów. Smoczek ma od czasu do czasu, spoko. Czapkę ma wtedy, kiedy uważam, że jest zimno. Czasem jak płacze, to się złoszczę w sobie, że bezsensu. I nie spędza mi to snu z powiek, bo jestem CZŁOWIEKIEM. Mam prawo do emocji, do zmęczenia, do zniecierpliwienia. Zdarza mi się powiedzieć mężowi: weź ją, bo ja dzisiaj mam dość. I tyle. Wiem jak nosić, żeby było dobrze dla jej rozwoju, ale jak wezmę ją inaczej, bo się bawimy, albo bo jestem zmęczona, to ok, krzywda jej się nie stanie.
Ale mama od zawsze mi wpajała: nie musisz być idealna. Jesteś super, nie staraj się być perfekcyjna. Mąż i teściowie mi powtarzają, że jestem super mamą. A przy okazji ja jestem ogólnie osobą mocno wyluzowaną na to, co mówią inni. To pomaga naprawdę 🙂
Pozdrawiam wszystkich i życzę podobnego podejścia!
dzemeuksis
Ech…
Kaha
Jak mozna przyznac sie do wypalenia rodzicielskiego skoro od poczatku gdy tylko sie wspomni ze jest sie zmeczonym bo budzil sie czesto w nocy, bo plakal itp. w odpowiedzi slyszy sie: nie przesadzajcie, macie super dziecko jest taki sliczny i kochany powinniscie sie cieszyc a nie narzekac… i sila rzeczy robi Ci sie glupio choc wiesz ze masz prawo do zmeczenia… to jak sie potem przyznac do czegos takiego… 🙁
Sylwia
To prawda – też tak mam. Jest jeszcze gorzej jak spotykam się z kuzynką, która ma dwójkę dzieci jeszcze bardziej temperamentnych niż moje i widzę jak mimo to świetnie sobie radzi. I też zachwyca się tym jak moje jest grzeczne i w ogóle. A ja już czasami i z tym „grzecznym” nie mogę sobie poradzić.
Bo prawda jest też taka że dzieci zupełnie inaczej zachowują się przy mamie w domu a inaczej przy obcych. Z resztą była kiedyś o tym mowa na blogu.
Werka
Ja tak się czuje już kilka lat i niebardzo wiem co z tym robić. Ciągle mam wyrzuty sumienia. Szkoda że kobiety nie rozmawiają o tym ze dobą. Myślałam że tylko ja tak mam co powodowało jeszcze większe wyrzuty.
Aleksandra
To ja opowiem o swoim przypadku – jeszcze nie jestem mamą, a już poczułam się wyrodną matką, która zaniedba dziecko. Jestem lekarzem i planuje rozpocząć specjalizację z intensywnej terapii i na wizycie u ginekologa, który spytał o mój zawód, usłyszałam, że powinnam wybrać inną specjalizację, bo w tej są dyżury i jak to zostawię dziecko w domu? Powiedziałam, że jak mi się trafi dyżur(a przecież nie są codziennie) to zostanie z tatą, na co lekarz odpowiedział: „A dziecko pani powie, że woli z panią i będzie pani na dyżurze płakać”
Poczułam się okropnie. Kocham swój zawód a ta specjalizacja jest moją wymarzoną. Na szczęście partner mnie wspiera i mówi, że woli, żebym raz na jakiś czas miała dyżur, ale wracała z pracy do domu szczęśliwa, niż żebym codziennie po 8h wracała, ale smutna, bo nie robię tego co lubię.
A druga sprawa – skąd to umniejszanie roli ojca? Dlaczego to matka ma siedzieć w domu i mieć wyrzuty, że wychodzi i zostawia dziecko z tatą? Czy tata jest rodzicem w mniejszym stopniu niż mama?
Wisznu
Święte słowa, mam ten problem z żoną, która chce być idealnym rodzicem.
Moim zdaniem – najważniejsze w wychowaniu dzieci jest zdrowe lenistwo rodzica.
Dzięki lenistwu pozwalam dziecku na samodzielność, bo nie chce mi się biec do każdego wywrocenia się dziecka, tylko pozwalam mu się samemu podnieść. Nie biegnę na każde zawołanie, tylko uczę, że jeśli może zrobić coś samemu, to powinien sobie poradzić. Nie trzymam ciągle za rękę, tylko pozwalam i zachęcam do samodzielnego korzystania ze schodów, do samodzielnej wspinaczki po konstrukcjach na placu zabaw, itp.
Michalina
Uczę się tego od męża każdego dnia. A przynajmniej próbuję… Widzieć świat przez pryzmat swoich potrzeb a nie cudzych. Gdy wracam z pracy dwie godziny przed mężem i nie mam siły robić kolacji, to nie robię. Gdy czuję się chora z niewyspania to śpię dłużej. Jeśli czegoś potrzebuję a ktoś oferuje pomoc, to ją przyjmuję z wdzięcznością a nie wyrzutami sumienia. Do tego miejsca dochodziłam 5 lat i nadal długa droga przede mną.
Monache
Czytam twojego bloga już ze trzy lata….
Trafiłam tu zaryczana gdy nie wychodziło mi karmienie piersią mojego Starszego i tak od tego czasu jesteś mi ostoją…nie tylko gdy źle…
Dziś kolejny raz natomiast lecą łzy a ja je połykam, żeby czasem nie zbudzić Młodszego, który przy mnie znów zasnął…
To co od dłuższego czasu czuję to może wypalenie?
Tylko bardziej jestem wściekła na siebie, bo wiem że więcej „uchodzi ma sucho”l właśnie Młodszemu…więcej mam cierpliwości etc.
Czy znasz jakieś badania na temat faworyzowania dzieci???Nie chce Ich tym krzywdzić…