Świetne, rodzinne gry kooperacyjne.

Jakiś czas temu podrzuciłam wam zestawienie fajnych planszówek w którym znalazła się też jedna gra kooperacyjna, co wzbudziło wasz duży entuzjazm, bo u wielu – zwłaszcza tych młodszych – dzieci rywalizacja i wizja potencjalnej przegranej dość mocno nadwyrężają zasoby psychoemocjonalne w związku z czym zamiast miłego, rodzinnego czasu otrzymujemy krwawą jatkę. Pomyślałam więc, że w ramach mojej długotrwałej już współpracy z wydawnictwem Egmont przedstawię wam kilka innych, fajnych gier kooperacyjnych żeby było z czego wybierać, bo faktycznie takich zestawień mało. Poniżej przedstawiam wam więc 4 gry, w które nam się bardzo dobrze gra i w których wygrywają albo wszyscy albo nikt 😉 Nie ma więc waśni i sporów, jest współpraca i dobra zabawa.

Zacznę od Kotka Psotka, który to właśnie był bohaterem poprzedniego wpisu, ale może nie wszyscy czytali.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od lat 3. Mamy tu ciekawą planszę z drzewkiem, która robi „wow-wrażenie” zwłaszcza na młodszych dzieciach, przyzwyczajonych raczej do płaskich plansz. Zadaniem uczestników gry jest doprowadzenie 3 pionków-zwierzątek – myszki, wiewiórki i ptaszka – do kryjówki w drzewie, ale trzeba zrobić to zanim dogoni je kotek-psotek. Rzucamy w tym celu dwiema kostkami i w zależności od tego co wypadnie musimy razem na podstawie ułożenia na planszy zdecydować, które zwierzątko powinno się przesunąć do przodu w danym rzucie albo czy to już czas by skorzystać z przynęty na kotka tak żeby nam nie pokrzyżował planów 😉 Generalnie mam wrażenie, że w tę grę nie da się przegrać, bo graliśmy w nią miliony razy i zawsze wychodzi nam z sukcesem. Zatem to bardzo bezpieczna opcja i rzeczywiście dobra na początek, bo to chyba najprostsza gra ze wszystkich tu przedstawionych 😉

Druga z propozycji to Mali Detektywi.

Też od lat 3, ale w mojej opinii, dająca znacznie więcej frajdy starszym dzieciom i rodzicom. Kotek Psotek jest bowiem raczej prosta grą, gdzie strategicznie owszem trzeba pomyśleć, ale na poziomie trzylatka raczej ;). A tu już jest coś więcej.

Gra również ma ciekawą, inną niż zwykle, planszę, która ma przywodzić na myśl dom. Rozgrywkę zaczynamy od wylosowania 3 dołączonych żetonów i schowania ich, tak żeby nikt nie widział co się pod nimi kryje, do skrzyni na strychu. Pozostałe żetony umieszczamy losowo w innych pomieszczeniach naszego „domu” – na planszy jest oznaczone ile żetonów powinno być w którym pomieszczeniu, więc ten etap przygotowania jest dość szybki. Cóż kryje się po drugiej, ukrytej stronie tych żetonów, pytacie? Otóż 12 z nich kryje symbol zegara, pozostałe zaś to pary przedmiotów np. misiów, klocków, telefonów, pilotów do tv, kluczy i innych rzeczy, które znajdują się w każdym domu.

Na czym polega gra? Jak się zapewne domyślacie na odgadnięciu co ukryte jest w skrzyni w szafie. A możemy do tego dojść drogą dedukcji dzięki współpracy w rozgrywce. Sama zaś rozgrywka jest ciekawym połączeniem gry:

  • w memory, bo jak wspomniałam przedmioty na żetonach występują w parach i musimy zapamiętać gdzie co leżało i dopiero gdy znajdziemy parę to możemy ją odłożyć na dół planszy, nieco ją odgruzowując (czyli zupełnie jak sprzątanie domu), a dzięki temu także uporządkować sobie w głowie co może by w skrzyni
  • z grą typu wyścigiem z czasem, bo gdy, poszukując par odkryjemy żeton z zegarem to musimy przesunąć wskazówki na planszowym zegarze, a jak zrobimy to 12 razy i wybije 12 to przegrywamy
  • i z grą typu cluedo, bo na podstawie dowodów dziatwa musi wykminić co jest ukryte w skrzyni. To wykminianie jest raczej proste jak już się zbierze wszystkie pary, ale u kilkulatka główka jednak musi trochę pracować. A u starszaka zawsze warto poprosić by wyjaśnił dlaczego uważa tak, a nie inaczej – to jest dobra lekcja 🙂

Według mnie bardzo fajne, raczej szybkie i nawet ja się dobrze bawię grając 🙂

Trzecia z dzisiejszych propozycji to Kolorowe Biedronki.

Przewesoła gra w której pionki potrafią… same się poruszyć. Tytułowe pionki biedronki mają bowiem w noski wbudowane magnesy więc mogą się albo przyciągać albo odpychać 🙂 Minusem gry jest to, że jest dużo małych elementów, które zanim zaczniemy grać trzeba odpowiednio przygotować tj. każda z naszych biedronek musi przed rozgrywką dostać kropki w określonym kolorze. Plusem dzięki temu jest to, że mówisz dzieciom „ej chodźcie pogramy w kolorowe biedronki, tylko przygotujcie najpierw grę” więc masz kilka minut dla siebie, a oni nie dość, że są pochłonięci przez przygotowania to jeszcze ćwiczą motorykę małą 😉

Gdy już dziatwa się z tym upora przystępujemy do gry, której celem jest to by każda z naszych biedronek miała kropki we wszystkich kolorach – biedrony bowiem szykują się na bal i chcą się wystroić. A jako że zaczynamy od tego, że każda biedronka ma kropy w jednolitym kolorze to nasze małe stworki muszą się między sobą wymieniać. Tylko, że no właśnie – biedronki są wybredne i nie zawsze chcą się wymienić – możemy więc wymieniać kropki jedynie między tymi biedronami, które przyciągną się magnesowymi noskami. A między tymi które się do siebie odwrócą (odwracają się do siebie czasem pupą więc rozumiecie, że jest ubaw ;)) nie możemy. Trzeba więc po jakimś czasie kombinować jak przekładać biedornki i kropki żeby ostatecznie wszystkie się jakoś powymieniały, zwłaszcza, że biedronki mogą się wymieniać kropkami tylko z tymi biedronkami z którymi wcześniej się nie wymieniły. Dodatkowo robimy to pod presją czasu, bo po drugiej stronie polanki na bal szykują się mrówki, a ekipa biedronek bardzo chciała by przybyć na bal przed nimi. Niestety kiedy nasze biedronkowe planszowe koło fortuny wylosuje listek, zamiast płatka kwiatu, to kolejna z mrówek rozpoczyna wędrówkę na przyjęcie przez co mrówy są krok przed biedronami i trzeba się sprężać.

Wiem, że brzmi zawile, ale w praktyce jest naprawdę fajne i daje dużo radości. Gra raczej z tych dłuższych niż krótszych – tak z 20-30 minut zejdzie, ale ze względu na formę jest naprawdę fajne.

Czwarta to Mali Czarodzieje.

Moja starsza dziatwa mocno jest wkręcona w literaturę z elementami magii/fantasty więc wszystko co ma w nazwie czarodzieje ich z miejsca interesuje podwójnie. Tu mamy grę już dla wyższej kategorii wiekowej, bo od lat 6. Duża ładna plansza (naprawdę przepięknie wykonana!), element przestrzenny w postaci zamku-szkoły magii (moje dzieci wykorzystują go do zabawy), sześć drewnianych pionków i drewniany duszek strażnik, który je… goni, bowiem pionki to tak naprawdę uczniowie szkoły magii, którzy na nielegalu wyszli z niej nocą by nabyć kilka drobiazgów na czarodziejskim ryneczku. Dodatkowo na planszy w losowej kolejności ustawiamy okrągłe żetony z obrazkami przedstawiającymi świetliki – dokładnie takie same obrazki znajdują się też na kostkach. Reguły gry są bowiem takie, że do ruchu pionkiem nie wystarczy tylko zwykły rzut kostkami. Nie moi mili to co wyrzucimy na kostkach, musimy potem odnaleźć wśród rzeczonych żetonów i dopiero gdy to się rzeczywiście uda, możemy przesunąć pionki i zwiększyć szansę, że zwiejemy przed duchem do zamku. Co ważne nie gramy sami dla siebie – wyszliśmy ze szkoły grupą i grupą wracamy, więc pozostali gracze mogą nam podpowiadać w kwestii tego gdzie znajduje poszukiwany przez nas świetlik.

Innymi słowy trzeba zapamiętać gdzie na planszy ukryte są dane żetony. Czyli też takie trochę memory ale po pierwsze bez par, po drugie wg mnie trudniejsze, bo grafiki są mocno podobne do siebie i trzeba naprawdę wysilić czerep żeby ogarnąć co gdzie. Ja grając z łezką w oku wspominam czasy gdy byłam dobra w memory, bo tutaj naprawdę miewam ciężkie myślówy gdzie co leży – dobrze, że to gra kooperacyjna to mi chociaż dzieci podpowiadają 🙂

A jak u was z grami? Rywalizacja i przegrywanie/wygrywanie budzą silne emocje? A może wy sami nie przepadacie za rywalizacją i wolicie budować w dziecku miłość do kooperacji? Jeśli coś wam wpadło w oko, to jak zwykle w wydawnictwo Egmont przygotowało dla moich czytelników rabat -35% tym razem na całą ofertę gier planszowych dostępną TU co znaczy, że rabat dotyczy również gier, które opisywałam już wcześniej (klik) więc możecie zerknąć i do tamtego wpisu. Waszej szczególnej uwadze polecam Ubongo (dość trudne, ale jaka satysfakcja jak się uda), Lato z komarami (szybkie i proste), Kajko i Kokosz. Szkoła latania (trochę trzeba liczyć, ale dużo frajdy i dzięki liczeniu też nauki) i Nogi Stonogi – super szybkie, proste, bez udziwnień, a dające dużo frajdy. Rabat działa do niedzieli 12 lipca do 23:59, a uzyskacie go na kod mataja07 🙂

Autorka książki Pierwsze lata życia matki i współautorka Wspieralnika rodzicielskiego. Od niemal dekady przybliża rodzicom badania związane z tematami okołorodzicielskimi - nie po to by im doradzić, ale po to by ich ukoić. Czekoladoholiczka, która nie ma absolutnie żadnego hobby. Poza spaniem rzecz jasna. Pomysłodawczyni nurtu zabaw Montesorry, a także rodzicielstwa opartego na lenistwie. Prywatnie mama trójki dzieci.

2 komentarze

  • Odpowiedz 7 lipca, 2020

    Karolina

    Zdecydowanie „Lisek urwisek”. Gra detektywistyczna, w której trzeba ustalić, który lis zjadł ciasto. Pięknie wykonana, bardzo fajna rozgrywka – absolutny hit u nas, znajomych i rodziny.

  • Odpowiedz 10 września, 2020

    Dariusz Czepiel

    Dodałbym jeszcze do listy właśnie wspomniany Lisek Urwisek, Myszki w Opałach i dla nieco starszych – Ghost Fighting Treasure Hunters 🙂

Leave a Reply