Gry planszowe to jeden z moich ulubionych elementów rodzicielstwa – nie przepadam za standardowymi zabawami z dziećmi (klik), ale planszówki zawsze chętnie. Tym bardziej, że im dzieci starsze tym te gry lepsze i coraz bardziej wciągające. Dziś o kilku nowościach od niezawodnego Wydawnictwa Egmont, które w naszym domu zadomowiły się na dobre i zapewniają mnóstwo rozrywki i radości. Dla ułatwienia propozycje uszeregowałam w kolejności od najmłodszych do najstarszych graczy 😉
Wpis jest wynikiem współpracy reklamowej z Wydawnictwem Egmont. Partner nie miał jednak wpływu na opinie i treść wpisu 😉 Aktualnie na stronie wydawnictwa trwa promocja -30% na wszystko, więc jeśli któraś z propozycji was zainteresuje – można skorzystać. Zachęcam też do odwiedzenia wpisu na temat propozycji komiksowych dla dzieciaków TUTAJ – dzieci komiksy uwielbiają, więc zgarnięcie ich w takiej promce zawsze klawym konceptem jest, tym bardziej, że sezon prezentowy zbliża się wielkimi krokami.
Pędzące żółwie Extreme
Jeśli jest jeszcze jakiś rodzic przedszkolaka, który nie zna Pędzących Żółwi to niechaj szybciochem nadrobi straty. Bardzo szybka, bardzo miła rozgrywka, która u naszego przedszkolaka od długiego czasu jest na podium ulubionych planszóweczek. O zwykłej, najzwyklejszej wersji pędzących żółwi pisałam już TU, a wersja Extreme to nowość z dodatkowymi utrudnieniami i pułapkami.
To jedna z tych gier, która dla zabieganego rodzica kilkulatka jest idealna, bo na zrozumienie instrukcji nie potrzeba siedmiu dni roboczych – można rozpakować, przeczytać i grać. Co prawda w wersji Extreme są – jak już wspomniałam – dodatkowe pułapki, ale mimo to zrozumienie jak grać nie nastręczyło nam najmniejszych trudności i jedna rozgryweczka wystarczyła by śmigać. Ujęło mnie też, że w tej wersji żółwie, jak porządni uczestnicy wyścigu, mają kaski i gogle. Można wykorzystać jak młody człek nie będzie chciał kasku na hulajnogę/rower. Kask jest bardzo ważny!
Wersja extreme pozwala też na dołączenie dodatkowego gracza do rozgrywki, bo można grać w 6 osób na raz (wersja klasyczna pozwala na 5). Ponadto Żółwie Extreme pozwalają – poza urozmaiceniem standardowej trasy na planszy o pułapeczki – na dodatkowe warianty gry z użyciem Kruka i Żółwia Czarnego, co jest fajne, bo dzięki temu wraz z dorastaniem dziecia można modyfikować przebieg rozgrywki. W teorii standardowe żółwie są od lat 5, zaś Extreme od 6, ale my z młodym gramy odkąd skończył jakieś 3 lata – modyfikując trochę zasady (np. o to, że każdy wie kto ma jaki pionek, bo dla malucha było to ważne). Super gra – taka klasyka, która nie wychodzi z mody w odświeżonej wersji. Polecamy 😉 Grę można kupić np. TUTAJ na stronie wydawnictwa – tam znajdziecie też więcej informacji o niej 🙂
Ubongo Shimo
Jesteśmy rodzinnie zagorzałymi fanami serii Ubongo. Miłość zaczęła się lata temu od Ubongo Extreme, potem wjechało klasyczne Ubongo i Ubongo Duo, a cała trójka niezmiennie nas cieszy i bawi – powolutku wciągamy w nie też najmłodszego, choć jemu jeszcze sprawiają pewną trudność. Teraz do tego zestawu dołączyła nowa wariacja na temat Ubongo – Ubongo Shimo. Jak w każdym Ubongo, tak i tu trzeba kombinować przestrzennie, a rozgrywka polega na tym, że każdy z graczy dostaje swoją planszę i swój zestaw różnokształtnych elementów, których rozłożenie na planszy trzeba rozpykać w swej mózgownicy. To za co szczególnie lubię wszystkie Ubonga to to, że:
– naprawdę trzeba myśleć i kombinować, to nie jest gra gdzie rzuca się kostką i nera, tu trzeba myśleć, a myślenie jest fajne – zwłaszcza kiedy nie dotyczy dat panowania króla jakiegoś tam, tylko po prostu wymaga od nas pewnego wysiłku intelektualnego i kombinowania. Wspaniałe to jest – zwłaszcza, że myślenie przestrzenne to dość ważna w życiu umiejętności i jak se można je poćwiczyć w formie zabawy to dlaczego nie ja się pytam?
– rozgrywka jest prowadzona równolegle przez wszystkich graczy, nie ma zamulania i czekania aż ktoś się ruszy, przemyśli – dzięki temu jest szybko, dynamicznie, nie ma nudy – kocham!!! No i w zasadzie każdą rozgrywkę można przerwać w dowolnym momencie – nie trzeba czekać aż ktoś będzie łaskaw dojść do momentu przewidzianego w instrukcji jako „koniec”. Co w zabieganiu codziennym i napiętych harmonogramach jest złotem.
W Shimo dodatkowo są 4 poziomy trudności (różne kolory kart), co jest o tyle fajne, że gdy bardziej doświadczeni lub zmyślni przestrzennie gracze (np. rodzice) grają z tymi mniej otrzaskanymi, to ci mocniejsi mogą wziąć plansze o wyższym stopniu trudności, ci słabsi zaś wziąć najprostsze i mamy wyrównaną, pasjonującą rozgrywkę. No przyznać musicie, że to totalnie w dechę!
Póki co wszyscy uważamy, że zabawa w Shimo jest trudniejsza niż w klasyczne Ubogno albo Ubongo Duo – musimy się tutaj trochę mocniej nakombinować co jedynie dodaje rumieńców całej zabawie, ale być może wynika też z tego, że tu nie zakrywamy kształtami „jak zawsze”, ale musimy odkryć dziury więc jeszcze nie otrzaskaliśmy się aż tak z mechanizmem gry. Jakby nie było wszystkie Ubonga, w które graliśmy zapewniają nam mnóstwa radości, zabawy i stymulacji kognitywnej więc polecamy calutkim serduszkiem. Wg opakowania gra 8+, ale ja sobie myślę, że będą dzieciaki, które wcześniej ogarną, a jak nie to zawsze można siedzieć z rodzicem. U nas Ubongi wjeżdżają tak od wieku mniej więcej 6 lat.
Grę jak i pozostałe Ubonga można kupić np. TUTAJ – tam znajdziecie też więcej informacji o niej 🙂
Pitagoras
W tym zestawieniu Pitagoras jest już taką co mniej świeżą „nowością” bo gra jest na rynku od ładnych kilku miesięcy, ale jako że prywatnie uważamy ją za jeden z naszych tegorocznych hitów, to muszę ją władować do tego zestawienia. O tym jak bardzo ją lubimy niech świadczy fakt, że była z nami w tym roku na wszystkich wyprawach wakacyjnych 😉 a do transportu nadaje się świetnie, bo jest raczej niewielkich rozmiarów. Za to podobnie jak Ubongo wymaga wielkich rozmiarów myślenia i tym razem chodzi o czystą matematykę.
W grze macie bowiem kostki, których wyrzucenie pokazuje wam jakiś wynik ot np. 75, ciągniecie też ze stosu 5 kart, na których jest 5 różnych liczb (np. 1, 5, 6, 8, 11) i waszym zadaniem jest wykombinowanie takich działań (dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia) z wykorzystaniem tych liczb (każdą można tylko raz!) by uzyskać wynik wyrzucony na kostkach. Oczywiście kto pierwszy – ten lepszy. Poziom trudności można zwiększać lub zmniejszać – wybierając odpowiednie kostki do rzutu (są cztery kostki, rzucamy tylko dwoma).
I teraz najciekawsze – my w to nawet nie gramy na rywalizację. Sprawia nam autentyczną przyjemność po prostu rozłożenie sobie tych kar, rzut kostką i grupowe kombinowanie jak to zrobić, a potem jak to zrobić z wykorzystaniem tych samych liczb, ale innych działań. I nie trzeba się rozkładać na grę – można to zrobić w ramach tych 4 minut oczekiwania aż „ziemniaki dojdą”. W pytę zabawa matematyką, która w dodatku to całe liczenie w pamięci kojarzy z fajnie spędzonym czasem. No dla mnie rewelka. Gra jest od 8+ i myślę, że faktycznie większość dzieci będzie dopiero od takiego mniej więcej wieku gotowa do gry, bo będzie miała opanowane te wszystkie działania i ich zasady. Fajne. Polecam mocniaście i ogniście, z łezką w oku przypominając sobie, że wszystkie nasze podręczniku do matmy nazwały się. I Ty zostaniesz Pitagorasem. No i proszę – zostałam :))
Grę można kupić np. TUTAJ na stronie wydawnictwa – tam znajdziecie też więcej informacji o niej, a także video instrukcję grania 🙂
Overbooking
Nowość absolutna – przynajmniej w polskiej wersji, bo w wersji zagramanicznej hula już od pewnego czasu po świecie. Jest to tez nowość w świecie naszych domowych gier, bo nie da się ukryć, że w rewiry gier tego typu gdzie rozgrywka jest nieco dłuższa i wymaga zapamiętania większej ilości reguł, to my dopiero powolutku, powoluteńku wchodzimy (głównie z braku czasu na dłuższe posiedzenia). Instrukcja może na pierwszy rzut oka przerażać, bo to jedna z tych, których nie przeczytasz jednym okiem by ogarnąć na wieki. Nie, tu się trzeba wczytać, skupić, zrozumieć i zapamiętać – może nie zajmie to 7 dni roboczych, ale na początku może wymagać nieco wysiłku ;). Stąd też gra kierowana jest do uczestników w wieku 10+, bo zasady są nieco bardziej skomplikowane niźli w takich żółwiach. Szczęśliwie żyjemy w takich czasach, że jakby co to zawsze na YT jest ktoś kto zrobił instrukcje video hehehe – tutaj na przykład ktoś popełnił bardzo rozbudowaną rozgryweczkę-instrukcję więc możecie ogarnąć o co mniej więcej chodzi. Na stronie gry (o TUTAJ) można też pobrać i zaznajomić się z instrukcją, bo ja się nie porywam na opisanie gdyż albowiem za długo by wyszło 🙂 Czas potrzebny jest też na pogranie, tego nie ogarniecie w kilka minut oczekiwania między obiadem, a biegiem „gdzieś”.
Kiedy jednak zapamiętamy reguły i oznaczenia kart, to wszystko staje się jasne – niemniej ja ściemy nigdy nie cisnę, stąd uprzedzam lojalnie, że no trzeba chwilunie poświęcić na ogarnięcie kto gdzie z kim i kiedy – jak w dobrej telenoweli ;). Potem natomiast polegamy już trochę na szczęściu, a trochę na umiejętności dedukcji (co wywalił przeciwnik), kombinowania, no i trochę liczenia też będzie – ale to liczenie znacznie prostsze niż kombinowanie równań w Pitagorasku 😉
Grę można kupić np. TUTAJ – tam znajdziecie też więcej informacji o niej 🙂
Przyjemnych rozgrywek i dzięki za uwagę!